↧
Fatima i Magdalena
↧
Neo Fashion Jamboree 2 - Gala otwarcia wystaw
Kolejna edycja Neo Fashion za nami. Festiwal to coś, czego sobie nie odmawiam, bo odbywa się na własnym ,,podwórku", a w dodatku wciąż można obejrzeć coś nowego - fenomenalne wystawy (jeden z najmocniejszych punktów imprezy), ciekawi projektanci (w większości), Neo Label czyli showroom... Nie można też zapomnieć o publiczności i wszystkich tych zaproszonych ,,gościach specjalnych", którzy kręcą się wokół. W porównaniu z poprzednią, pierwszą edycją, tym razem było tej publiczności zdecydowanie więcej. A przecież w dużej mierze to ona czyni klimat wydarzenia i od niej zależy powszechna opinia o nim. No, ale wracając do wystaw... Frederik Heyman zachwycił swoimi lekko delirycznymi kompozycjami (wielki plus za kolory), a Kasia Bobula odsłoniła przed nami kulisy największych modowych imprez. Christoph Schaller natomiast to już całkowicie moja bajka - smakowity street na najwyższym poziomie. Projekt REM prezentował się całkiem zacnie, a czymś, co kompletnie do mnie nie przemawiało, był cykl fotek Gott Mit Uns (może poza dwoma zdjęciami) - nie moja estetyka, ale widziałam, że wielu osobom się spodobało.
Niesamowicie prezentowały się też prace Natashy Pavluchenko - dynamiczne i drapieżne postaci w trudnych do okiełznania kreacjach. Pomysłem niesamowicie udanym było umieszczenie wystaw w Muzeum Włókiennictwa - w otoczeniu dziesiątków starych maszyn wszystkie prace zyskiwały nowy urok i wydźwięk.
Gala otwarcia wystaw była też okazją do ogłoszenia wyników konkursu Street 4 Style, w którym pierwsze, jak najbardziej zasłużone miejsce przyznano Magdalenie Majewskiej (znanej jako Ams La Land).
↧
↧
Neo Fashion Jamboree 2 - Neo Label
Neo Label jest jednym z najlepszych pomysłów w ramach NFJ. Taki stały punkt, który - niezależnie od miejsca - zawsze jest w stanie zaskoczyć mnie czymś przyjemnym. Tym razem moimi absolutnymi hitami były torebki i biżuteria od krakowskiej Coco Mayaki, która operuje w znacznej mierze włosami. Nie idzie głównym nurtem, nie schlebia powszechnym tendencjom. Zawsze wierna sobie. Obok zaś rewelacyjne przypinki od Pat - nomen omen - Guzik. Drugą cudownością, którą wypatrzyłam, była etno - kolekcja od Folk'a. Rzeczy do noszenia: płaszcze, kultowe czapki z daszkiem i ciepłe rękawiczki - cudeńka, inspirowane kolorami i zdobieniami, skradzionymi ludowym ciuchom. Co najważniejsze, ubrania te nie tylko ładnie wyglądały, ale czuć było także, że będą grzały swojego właściciela podczas mrozów ;-) Cóż tam jeszcze... Kołnierzyki i ubrania od Code Femme, retro rzeczy, przytulne bluzy od Femi Pleasure i We Peace It... Było co oglądać. No i oczywiście ludzie również dopisali, przewijając się to tu, to tam (zwłaszcza, że wstęp na Neo Label był całkowicie bezpłatny - wejść mógł każdy z ulicy).
↧
Piotr
Ubrania Piotra to przykład na nieśmiertelną aktualność zestawienia czarno-białych pasków i czerwieni. Do tego czarne dodatki i mamy bardzo smakowite połączenie. Poza tym (a może dlatego? albo jakoś tak ;-), że fajnie ubrany, Piotr jest projektantem. Jego kolekcję można było oglądać podczas Neo Fashion (Birds of Prayers). Mnie osobiście zaczarowała i uważam, że to był bodaj najlepszy pokaz, ale o tym innym razem...
↧
Neo Fashion Jamboree 2 - Pokazy i refleksje
Nie jestem wielką znawczynią mody, więc nie będzie porównań i odniesień do kolekcji z ubiegłych lat i do innych projektantów. Tym razem uwiódł mnie kompletnie pokaz Birds of Prayers - świetne rzeczy (męskie o tyle ciekawe, że nasuwające skojarzenie z fasonem strojów ludowych niektórych regionów świata - to moja subiektywna, luźna interpretacja, ale nie wnikam w to, co autor miał na myśli...), a przede wszystkim klimat, który pomagała kreować muzyka. Spośród pokazów, które miałam okazję obejrzeć, warto wspomnieć też o Sophie Kuli. Dojrzała i konsekwentna kolekcja (dlatego wspominam) , ale raczej średnio mnie przekonuje pastelowo-radosna kolorystyka. Kompletnie nie dla takich ponurych osobników, spowitych w szarość, jak ja ;-)
Jeśli chodzi o organizację pokazów, to nie można tu wytknąć żadnych poważniejszych zaniedbań, czy niedopracowań. Odniosłam jednak wrażenie, że w dążeniu do perfekcyjności pokazów (tak, wiem, że pokazy to sedno tego typu imprez) zatracono dbałość o ludzi, którzy przyszli na nie, a także na wystawy czy na Neo Label. Być może to już ostro subiektywne odczucie i jestem w nim odosobniona, ale co zrobić - pozostało mi po festiwalu, który - podkreślam - oceniam pozytywnie. No, ale swoją drogą, jak już jesteśmy przy wytykaniu błędów... Dwie rzeczy. Jedna to spore zaniedbanie i bardzo nierozsądna decyzja, by główna gala była zamknięta dla mediów. Tak było rok temu, tak było i teraz. A przecież to media są odpowiedzialne za wystawienie jak najlepszej ,,laurki" danemu wydarzeniu i nadanie mu rozgłosu (nie zaś celebryta, jak zapewniały na łamach Barrela organizatorki NFJ - na brak znanej z tego, że jest znana persony zrzucając winę za brak informacji o festiwalu w większości mediów). Drugie, może mniej istotne, ale równie irytujące ,,wdepnięcie" to chaos informacyjny, dotyczący filmów, na które można było się wybrać w ramach karnetu. Ja wiem, że pójście do kina nie było ideą drugiej odsłony NFJ, ale jednak, mając taką możliwość po pokazach, obejrzeniu wystaw i odwiedzinach w showroomie, chciałam z niej skorzystać. Totalnie skopane godziny, niewielka ilość miejsc i niedoinformowanie obsługi Heliosa spowodowało, że odpuściłam. No, to tyle, jeśli chodzi o narzekanie. Musiałam pofolgować tej jakże polskiej przypadłości :-) Na koniec jeszcze raz powtórzę, że festiwal oceniam bardzo dobrze i cieszę się z tego, że ma miejsce właśnie w Bielsku.
Jeszcze o ludziach. Tym razem było bardzo wiele osób, które przyszły, by oglądać pokazy, fotografować, kupować rzeczy od twórców z Neo Label i podziwiać zdjęcia i grafiki z wystaw. To istotne, zwłaszcza dla przyszłości festiwalu, by odwiedzających go było coraz więcej. No i chyba nie muszę dodawać, że zwykle są to jednostki, kochające modę pod wieloma postaciami, barwne i kreatywne. Przyjemnie było pobyć wśród takich osób, które częstokroć przyjeżdżały spoza Bielska.
↧
↧
Bazar - otwarcie stylowego second handu
Na mapie bielskich sklepów ze stylową odzieżą „z drugiej ręki” pojawia się nowe miejsce, które otworzy swe podwoje dla klientów już w najbliższą sobotę, 15 grudnia (w godzinach 9.00 - 19.00). Bazar Second Hand będzie sklepem, oferującym markowe i dobrej jakości ubrania i dodatki w niskich cenach. Z otwarciem natomiast wiązać się będą liczne atrakcje. Każdy, kto pojawi się na otwarciu Bazaru, może liczyć na rozmaite atrakcje. Dla pierwszych stu klientów przygotowano firmowe torby ekologiczne w prezencie. Dla wszystkich — atrakcyjne promocje, loterię z cennymi nagrodami (do wygrania m.in. tablet), słodkie upominki, Karty Stałego Klienta i wiele innych. Ponadto przez cały dzień kupującym i odwiedzającym czas umilać będzie muzyka, grana na żywo przez Novickiego i RomuSa. No i na koniec dodam, że Street Fashion BBa jest patronem wydarzenia i gorąco kibicuje startowi tak zacnej miejscówki. Oczywiście wpadnę na otwarcie, żeby może... zapolować? ;-)

Bazar Second Hand
ul. Komorowicka 36, Bielsko-Biała
(pierwsza kamienica na rogu ul. Piłsudskiego i Komorowickiej)
bazarbielskobiala@gmail.com, tel. 690 836 425
ul. Komorowicka 36, Bielsko-Biała
(pierwsza kamienica na rogu ul. Piłsudskiego i Komorowickiej)
bazarbielskobiala@gmail.com, tel. 690 836 425
↧
Bazar - otwarcie second handu
Skuszona rozlicznymi atrakcjami, jakie obiecywało otwarcie nowego bielskiego second handu, wybrałam się na nie w sobotę rano. Tia, rano - możecie się śmiać, ale dla mnie godzina 9.00, w weekend, to blady świt ;-) No więc wygrzebałam się spod pościeli i udałam na otwarcie Bazaru. W swej naiwności myślałam, że ludzi będzie niewielu, bo sobota rano, bo przyjdą później itp - rozumiecie. Oczywiście tak nie było - masa ludzka szturmowała wieszaki... Zrobiłam kilka zdjęć i również oddałam się błogiemu wyszukiwaniu stylowych perełek. Tym razem nie dla siebie samej, ale dla Gburii Furii - maleńkiego siostrzeńca z czterema zębami, któremu kocham podbijać stylówę ;-)
Cóż poza tym? Bardzo fajnie przemyślana była sama reklama wydarzenia i atrakcje, które mu towarzyszyły. Każdy ze stu pierwszych klientów otrzymał bawełnianą torbę z logo sklepu. Były też słodkości, dobra muzyka i loteria (z tabletem w roli głównej). No i klimat, wprowadzany przez młodą ekipę (jednym z inicjatorów powstania Bazaru jest Novicki, znany bielszczanom m.in. z organizowania Pozoru). Dodam jeszcze, na koniec, że samo pomieszczenie jest bardzo przyjemne i przestronne (lokal na rogu Komorowickiej i Piłsudskiego).
↧
People with Passion: Ola Bajer / Bola
BOLA to marka, stworzona z myślą o osobach, ceniących sobie wygodę i indywidualność zarazem. Twórczynią tego specyficznego mariażu mody i sztuki, w którym dużą rolę odgrywają geometria i autorskie grafiki, jest Ola Bajer — pochodząca ze Śląska projektantka, obecnie mieszkająca w Warszawie. Jej pomysły, nasycone wielką dawką oryginalności, zyskały aprobatę m.in. w Łodzi, podczas październikowego Fashion Philosophy Fashion Week. Z Olą Bajer rozmawiam o jej pasjach, związanych ze sztuką, o inspiracjach, które przychodzą nagle i często są kompletną niespodzianką, a także o Śląsku i, oczywiście, o BOLI.

Ola: Nie wiem do końca czy można nazwać to przygodą, szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie jest to jedynie „przygoda” (śmiech). Od momentu powstania marki BOLA czyli od 2009 roku staram się traktować to dość poważnie i być dobra w tym co robię, cały czas ucząc się nowych rzeczy. Projektowanie wyszło z chęci połączenia sztuki z użytkowością, studiowałam malarstwo, moją największą pasją jest grafika warsztatowa — w tym jedna z najtrudniejszych i najcięższych technik — litografia. Niestety jest to „zawód” oraz umiejętności, które nie zapewniają pracy czy zarobku. Sztuka nie cieszy się zbyt dużym powodzeniem, a świadomość o działaniach artystycznych i ich wartości też nie należy do największych. W związku z tym chciałam połączyć malarstwo, grafikę i projektowanie, zaczynając od „drukowania” swoich prac na tkaninach, na drugim roku malarstwa.
Sylwia: BOLA istnieje od 2009 roku, a od tamtej pory wiele się działo. Co uważasz za swój największy sukces?
Ola: Są sukcesy mniejsze i większe. Największym jest chyba to, że się dzieje dużo dobrego, że są publikacje, że jest zainteresowanie, że jest grono ludzi, którym się szczerze podoba to, co robię. Dużym sukcesem, o ile nie największym, są już dwa pokazy na Fashion Philosophy Fashion Week Poland, i to, że obydwa mają pozytywny odbiór, mimo że są, jak dla mnie, zupełnie różné. Także wywiad do WAD magazine, publikacje w magazynach i przede wszystkim zadowoleni klienci. Spotykanie ludzi na ulicach w swoich projektach (śmiech).
Sylwia: Skąd czerpiesz pomysły, inspiracje do swoich projektów?
Ola: Inspiracje są przeróżné, można powiedzieć, że inspiruje mnie prawie wszystko, co się znajduje obok mnie, albo i całkiem daleko. Czasem są to kolory, faktury, zdjęcia. Nietrudno też zauważyć, że lubię geometrię, układy geometryczne są jak na razie moją największą inspiracją. Także układy architektoniczne.
Sylwia: Czy jest coś, o czym wiesz, że nigdy nie będzie Twoją inspiracją?
Ola: Inspiracja ma to do siebie, że przychodzi czasem z zaskoczenia, nie zawsze jest wynikiem długoletnich zainteresowań czy upodobań twórcy, więc nie mogę niczego wykluczyć.
Sylwia: Akademia Sztuk Pięknych, szkoły związane z artystycznym projektowaniem ubioru… Cały czas obracasz się w kręgach sztuki. Czym to skutkuje dla rzeczy, które projektujesz?
Ola: Wszystkim (śmiech). Wspominałam już o tym, że generalnie gdyby nie związek ze sztuką, to nie robiłabym tego, co robię.
Sylwia: Czy masz jakieś konkretne plany na najbliższy czas, związane z BOLĄ? A może jakieś marzenia, które mogłyby się spełnić?
Ola: Chciałabym pojechać na staż za granicę, mam już pewne plany, pomysły, ale teraz priorytetem jest kolekcja dyplomowa na MSKPU, więc wolałabym nie zapeszać.
Sylwia: Niektórzy mówią, że polska moda, polski przemysł odzieżowy nie jest w najlepszej kondycji. Co o tym myślisz? Czy młode marki, chociażby takie jak Twoja, mogą być odpowiedzią na ten kryzys?
Ola: Ciężko mi mówić o przemyśle odzieżowym, bo w nim nie działam. Przemysł dla mnie to LPP czyli marki takie jak Reserved, House, Cropp czy inne, a mnie można by było bardziej zaliczyć do manufaktury (śmiech). Nie wiem, czy jest źle, czy dobrze, wydaje mi się, że coraz lepiej. Z jednej strony świadomość jest większa i ludzie chcą mieć oryginalne rzeczy od projektantów, z drugiej projektantów jest teraz jak grzybów po deszczu, ktoś robi koszulki i jest już projektantem, zrobił cztery rzeczy i też już nim jest…
Sylwia: To, co najchętniej wybierają ludzie, widać na ulicach. Czy zdarzy Ci się podpatrzyć coś podczas poruszania się po mieście?
Ola: Patrzę na ludzi, ale nie podpatruję — chyba bardziej fascynuje mnie jednak samo miasto i jego np. architektura niż ludzie.
Sylwia: Pochodzisz ze Śląska, ale mieszkasz w Warszawie. Czy jest coś, czego ci tam brakuje? Coś „śląskiego”, co jest tylko tu?
Ola: Każde miejsce jest inne, miasto, ludzie, klimat… W Warszawie jest zupełnie inny klimat niż na Śląsku, zupełnie inaczej niż w kochanym Kato (śmiech). Brakuje mi czasem tego, dlatego staram się przyjeżdżać na Śląsk, spędzić trochę czasu z rodziną i znajomymi. Do Katowic jestem bardzo przywiązana, spędziłam tu najlepsze lata i studiowałam — pięć lat na ASP, trochę pomieszkiwałam. Zresztą, tam jest zawsze super. Teraz przyjeżdżam w wolnych chwilach, na Taurona, czy OFF Festiwal.
Sylwia: Czy jest coś, w czym różnią się od siebie style ubierania kobiet z Warszawy i kobiet z, na przykład, Katowic?
Ola: Wszędzie ludzie podchodzą do mody indywidualnie, ale faktem jest, że w Warszawie widać większą odwagę na ulicach. Myślę też, że Warszawa jest po prosu większa, więcej ludzi tam się interesuje modą i tym, jak wyglądają, wybiera sobie wręcz stylizacje, bardzo często kupując w markowych sklepach, których na Śląsku nie ma. Nie wydaje mi się to jednak przeszkodą — jest internet i dostęp tak naprawdę do wszystkiego. Nie jestem znawczynią mody i trendów, nie wybieram sobie codziennych stylizacji, nie wiem czasem, czy ktoś jest ubrany, czy już przebrany. W Warszawie można spotkać wielu ciekawie ubranych ludzi. Mnie chyba najbardziej podoba się to, że coraz więcej osób spotykam w rzeczach od projektantów, w swoich projektach czy moich znajomych, jest to bardzo miłe. Sama staram się nosić właśnie rzeczy swoje lub innych projektantów, takich jak ODIO czy Jakub Pieczarkowski, Der Mond.
Sylwia: Dziękuję Ci za rozmowę.
Jeśli chcecie zapoznać się bliżej z projektami Oli Bajer, możecie zrobić to w jej internetowym sklepie, na blogu lub fanpage’u na Facebook’u.
Sylwia: BOLA istnieje od 2009 roku, a od tamtej pory wiele się działo. Co uważasz za swój największy sukces?
Ola: Są sukcesy mniejsze i większe. Największym jest chyba to, że się dzieje dużo dobrego, że są publikacje, że jest zainteresowanie, że jest grono ludzi, którym się szczerze podoba to, co robię. Dużym sukcesem, o ile nie największym, są już dwa pokazy na Fashion Philosophy Fashion Week Poland, i to, że obydwa mają pozytywny odbiór, mimo że są, jak dla mnie, zupełnie różné. Także wywiad do WAD magazine, publikacje w magazynach i przede wszystkim zadowoleni klienci. Spotykanie ludzi na ulicach w swoich projektach (śmiech).

Ola: Inspiracje są przeróżné, można powiedzieć, że inspiruje mnie prawie wszystko, co się znajduje obok mnie, albo i całkiem daleko. Czasem są to kolory, faktury, zdjęcia. Nietrudno też zauważyć, że lubię geometrię, układy geometryczne są jak na razie moją największą inspiracją. Także układy architektoniczne.
Sylwia: Czy jest coś, o czym wiesz, że nigdy nie będzie Twoją inspiracją?
Ola: Inspiracja ma to do siebie, że przychodzi czasem z zaskoczenia, nie zawsze jest wynikiem długoletnich zainteresowań czy upodobań twórcy, więc nie mogę niczego wykluczyć.
Sylwia: Akademia Sztuk Pięknych, szkoły związane z artystycznym projektowaniem ubioru… Cały czas obracasz się w kręgach sztuki. Czym to skutkuje dla rzeczy, które projektujesz?
Ola: Wszystkim (śmiech). Wspominałam już o tym, że generalnie gdyby nie związek ze sztuką, to nie robiłabym tego, co robię.
Sylwia: Czy masz jakieś konkretne plany na najbliższy czas, związane z BOLĄ? A może jakieś marzenia, które mogłyby się spełnić?
Ola: Chciałabym pojechać na staż za granicę, mam już pewne plany, pomysły, ale teraz priorytetem jest kolekcja dyplomowa na MSKPU, więc wolałabym nie zapeszać.

Ola: Ciężko mi mówić o przemyśle odzieżowym, bo w nim nie działam. Przemysł dla mnie to LPP czyli marki takie jak Reserved, House, Cropp czy inne, a mnie można by było bardziej zaliczyć do manufaktury (śmiech). Nie wiem, czy jest źle, czy dobrze, wydaje mi się, że coraz lepiej. Z jednej strony świadomość jest większa i ludzie chcą mieć oryginalne rzeczy od projektantów, z drugiej projektantów jest teraz jak grzybów po deszczu, ktoś robi koszulki i jest już projektantem, zrobił cztery rzeczy i też już nim jest…
Sylwia: To, co najchętniej wybierają ludzie, widać na ulicach. Czy zdarzy Ci się podpatrzyć coś podczas poruszania się po mieście?
Ola: Patrzę na ludzi, ale nie podpatruję — chyba bardziej fascynuje mnie jednak samo miasto i jego np. architektura niż ludzie.
Sylwia: Pochodzisz ze Śląska, ale mieszkasz w Warszawie. Czy jest coś, czego ci tam brakuje? Coś „śląskiego”, co jest tylko tu?
Ola: Każde miejsce jest inne, miasto, ludzie, klimat… W Warszawie jest zupełnie inny klimat niż na Śląsku, zupełnie inaczej niż w kochanym Kato (śmiech). Brakuje mi czasem tego, dlatego staram się przyjeżdżać na Śląsk, spędzić trochę czasu z rodziną i znajomymi. Do Katowic jestem bardzo przywiązana, spędziłam tu najlepsze lata i studiowałam — pięć lat na ASP, trochę pomieszkiwałam. Zresztą, tam jest zawsze super. Teraz przyjeżdżam w wolnych chwilach, na Taurona, czy OFF Festiwal.

Ola: Wszędzie ludzie podchodzą do mody indywidualnie, ale faktem jest, że w Warszawie widać większą odwagę na ulicach. Myślę też, że Warszawa jest po prosu większa, więcej ludzi tam się interesuje modą i tym, jak wyglądają, wybiera sobie wręcz stylizacje, bardzo często kupując w markowych sklepach, których na Śląsku nie ma. Nie wydaje mi się to jednak przeszkodą — jest internet i dostęp tak naprawdę do wszystkiego. Nie jestem znawczynią mody i trendów, nie wybieram sobie codziennych stylizacji, nie wiem czasem, czy ktoś jest ubrany, czy już przebrany. W Warszawie można spotkać wielu ciekawie ubranych ludzi. Mnie chyba najbardziej podoba się to, że coraz więcej osób spotykam w rzeczach od projektantów, w swoich projektach czy moich znajomych, jest to bardzo miłe. Sama staram się nosić właśnie rzeczy swoje lub innych projektantów, takich jak ODIO czy Jakub Pieczarkowski, Der Mond.
Sylwia: Dziękuję Ci za rozmowę.
Jeśli chcecie zapoznać się bliżej z projektami Oli Bajer, możecie zrobić to w jej internetowym sklepie, na blogu lub fanpage’u na Facebook’u.
↧
Inspiracje z Północy
Na modowej mapie świata wyjątkowe miejsce zajmują kraje, leżące na północy Europy. Ich mieszkańcy do perfekcji opanowali jesienno-zimowy wygląd, który łączy w sobie elegancję z domieszką retro i dużą dozę wygody. Warto zerknąć na ulice Oslo, Helsinek czy Sztokholmu, by podpatrzyć co nieco i zainspirować się swobodnym i z wielkim wyczuciem kreowanym stylem tamtejszych ludzi. Zwłaszcza, że zima za pasem, a wiele spośród nas wciąż szuka idealnych rozwiązań na tę mroźną porę roku.
Jesienią i w zimie najbardziej w oczy rzucają się nasze okrycia wierzchnie. Większość z nas uważa, że tylko gruba, puchowa kurtka jest gwarantem przyjemnego ciepła. Owszem, jest, ale nie tylko ona. Płaszcz z dobrych jakościowo materiałów może nas chronić przed chłodem równie dobrze. Pod niego, inspirując się mieszkańcami północnej Europy, zakładamy ciepły sweter i… żaden mróz nam niestraszny! Płaszcz w komplecie ze swetrem to niby nic odkrywczego, ale tu o ich oryginalności decydują desenie. Te są bardzo obfite, różnorodne i najczęściej kompletnie do siebie nie pasują. Jednak w tym szaleństwie jest metoda, a na ten pozorny chaos w wykonaniu na przykład Skandynawów dobrze się patrzy. Nie musimy koniecznie mieszać wielu różnych kolorów i wzorów, jeśli nie przepadamy za taką metodą tworzenia wizerunku. Płaszcz w jednolitym kolorze możemy zestawić z barwnym swetrem lub… na odwrót. Albo też zrezygnować z mieszanki wzorów i barw na rzecz ciekawych fasonów naszych ubrań.
Z NUTKĄRETRO
Tym, co doskonale uzupełni podstawowy jesienno-zimowy ubiór, są dodatki, nasuwające luźné skojarzenia z dawnymi czasami. Nie chodzi tu jednak o rzeczy teatralne i przerysowane. Wszelkiego typu duże, prostokątne, skórzane torebki, kapelusze, sznurowane botki, biżuteria mogą stworzyć ciekawy klimat w naszym wizerunku.

Warto zerknąć także tu:
Kopenhaga — The Locals
Londyn — Style Scout
Sztokholm — Stockholm Streetstyle
Trondheim — Tronder Hunter
↧
↧
Konkurs
Sypie śnieg (wiem, wiem, to dla wielu z nas powód do radości, więc nie ma potrzeby pocieszania), a za pasem Walentynki (tak, rozumiem, wielu nie uznaje ;-) ) i dlatego (a może mimo to?) zapraszam na mały KONKURS. Tym razem do wygrania jest dowolna wybrana bransoletka od zdolnej i kreatywnej Manii Design!
Konkurs i jego szczegóły dostępne TU.
Powodzenia! :-)
↧
Nie tylko młodzi mają świetny styl!
Obserwując świat mody możemy niesłusznie stwierdzić, że wstęp do niego mają tylko osoby młode i piękne. Takie, których twarzy nie naznaczyły jeszcze zmarszczki, a włosy wciąż zachowują swój kolor. I nawet Anna Wintour, niemłoda już przecież, nie będzie w stanie zmienić naszej opinii. Tak samo pewnie pomyślimy sobie o sposobie ubierania przeciętnych ludzi – takich, których mijamy na ulicy. Stwierdzimy, że ci młodzi czasem eksperymentują z modą, nie boją się oryginalnego wizerunku. A ci starsi… Bezbarwni i nieciekawi, nie zasługują na naszą pozytywną opinię, jeśli o ubiór chodzi. Uważajmy! Możemy się pomylić., bo… nie tylko młodzi mają świetny styl!
Pokutuje przekonanie, że starszej osobie – zarówno mężczyźnie, jak i kobiecie – wiele rzeczy już nie przystoi. Że starość to okres szarości i smutku. W Polsce bardzo szybko takie myślenie ulega zmianie. W Stanach Zjednoczonych i na Zachodzie zmieniło się już dawno temu. Rośnie grupa emerytów, którzy znają swoją wartość, są nadal równie wymagający wobec siebie i innych, cenią sobie ładne ubranie, ciekawą torebkę, stylowe buty. Nie widzą powodu, dla którego mieliby nagle, po przekroczeniu pewnego wieku, założyć bezkształtny szary worek i usunąć się w cień. Pomimo starości chcą czerpać z życia to, co najlepsze, a jednym z czynników, który bardzo poprawia humor i podnosi samoocenę, jest przecież odpowiedni ubiór – taki, który podoba się właścicielowi.
Pokutuje przekonanie, że starszej osobie – zarówno mężczyźnie, jak i kobiecie – wiele rzeczy już nie przystoi. Że starość to okres szarości i smutku. W Polsce bardzo szybko takie myślenie ulega zmianie. W Stanach Zjednoczonych i na Zachodzie zmieniło się już dawno temu. Rośnie grupa emerytów, którzy znają swoją wartość, są nadal równie wymagający wobec siebie i innych, cenią sobie ładne ubranie, ciekawą torebkę, stylowe buty. Nie widzą powodu, dla którego mieliby nagle, po przekroczeniu pewnego wieku, założyć bezkształtny szary worek i usunąć się w cień. Pomimo starości chcą czerpać z życia to, co najlepsze, a jednym z czynników, który bardzo poprawia humor i podnosi samoocenę, jest przecież odpowiedni ubiór – taki, który podoba się właścicielowi.
Doskonałym przykładem całkowicie nietłamszonej osobowości, która przejawia się w stroju, jest strona Advanced Style. Nazwa – gra słów – wprowadza nas w temat. Zaawansowany styl to rzecz dla wyrafinowanego odbiorcy, który doceni różnorodność stylów barwnych starszych („zaawansowanych”) ludzi, fotografowanych przez autora pomysłu — Ari'ego Setha Cohena. Cohen przemierza ulice Nowego Jorku w poszukiwaniu ludzi kreatywnych, o fascynującym stylu i przede wszystkim już niemłodych (jedynie ciałem, bo ich ubiór wskazuje na młodą duszę i zapał). Jak sam pisze: Szanujcie starszych ludzi, pozwólcie tym damom i dżentelmenom nauczyć Was tego i owego o przeżywaniu pełni życia. Advanced Style jest dowodem, dostarczanym przez siwowłosych, na to, że osobisty styl rozwija się i ewoluuje z wiekiem.
Fotografie ze strony Advanced Style zostały zebrane w albumie o takiej samej nazwie, który można nabyć m.in. na amazon.com. Książka to nie tylko zdjęcia, ale i krótkie opisy osób, które zostały na nich uwiecznione. Jest też dodatkowy smaczek – dodatek, w którym jedna z najbardziej ekscentrycznych starszych pań odpowiada na pytania Dity Von Teese.
Co nas czasem zaskakuje, dlaczego bywamy wręcz zszokowani, gdy w miejskim chaosie nasz wzrok odnajduje jednostkę, która — pomimo siwych włosów – ubrana jest inaczej niż wielu starszych ludzi w promieniu kilku kilometrów? Czujemy się pozytywnie zdziwieni, nawet jeśli taka osoba niekoniecznie „poprawnie” (w myśl obowiązujących kanonów) wybrała fason ubrania lub zestaw kolorów. Może dlatego, że się odważyła i naraziła na ostre spojrzenia i złośliwy chichot? Dobrze, że w Polsce kompletnie zmienia się podejście zarówno starszych ludzi do samych siebie, jak i tych dużo młodszych do starszych. I może wkrótce doczekamy się naszego polskiego ‚Advanced style?
Fotografie ze strony Advanced Style zostały zebrane w albumie o takiej samej nazwie, który można nabyć m.in. na amazon.com. Książka to nie tylko zdjęcia, ale i krótkie opisy osób, które zostały na nich uwiecznione. Jest też dodatkowy smaczek – dodatek, w którym jedna z najbardziej ekscentrycznych starszych pań odpowiada na pytania Dity Von Teese.
Co nas czasem zaskakuje, dlaczego bywamy wręcz zszokowani, gdy w miejskim chaosie nasz wzrok odnajduje jednostkę, która — pomimo siwych włosów – ubrana jest inaczej niż wielu starszych ludzi w promieniu kilku kilometrów? Czujemy się pozytywnie zdziwieni, nawet jeśli taka osoba niekoniecznie „poprawnie” (w myśl obowiązujących kanonów) wybrała fason ubrania lub zestaw kolorów. Może dlatego, że się odważyła i naraziła na ostre spojrzenia i złośliwy chichot? Dobrze, że w Polsce kompletnie zmienia się podejście zarówno starszych ludzi do samych siebie, jak i tych dużo młodszych do starszych. I może wkrótce doczekamy się naszego polskiego ‚Advanced style?
A może znacie inne, równie dobre strony internetowe lub blogi? :-)
↧
Modna i kreatywna! To ty?
Jesteś kreatywną jednostką, która uwielbia zabawę stylem, a w świecie mody czuje się jak ryba w wodzie? Jeśli tak, to trafiłaś znakomicie, bo na… konkurs „Modna i kreatywna”, który odbywa się w ramach święta kobiet w tyskim City Point. Zdjęcia swoich stylizacji można nadsyłać jeszcze tylko do 6 marca, a już 9 marca dojdzie do ogłoszenia wyników konkursu podczas Miasta Kobiet. Na osoby, które wybierze jury (a w skład tego jury wchodzi m.in. Street Fashion Bielsko-Biała ;-), czekają atrakcyjne nagrody.
KREATYWNA I MODNA POSZUKIWANA CZYLI STYL I NIEBANALNOŚĆ W CENIE!
Tematem konkursu jest stylowy i niebanalny wiosenny wizerunek, uchwycony w kadrze! Zdjęcie swojej stylizacji i krótki jej opis przesyłacie na adres konkursy@studiomikstura.pl . Czas? Do 6 marca! Po jego upływie jury, złożone z kilku znanych śląskich blogerek, wytypuje osoby, które zostaną nagrodzone.
Pełny regulamin konkursu i formularz dostępne są TU, informacje o konkursie na Facebooku TU, a o Mieście Kobiet TU. Nagrodą główną jest niezapomniany weekend dla dwóch osób w czterogwiazdkowym hotelu „Pałac Kotulińskich”. Dla miejsc drugiego i trzeciego również przewidziano cenne nagrody.
Pełny regulamin konkursu i formularz dostępne są TU, informacje o konkursie na Facebooku TU, a o Mieście Kobiet TU. Nagrodą główną jest niezapomniany weekend dla dwóch osób w czterogwiazdkowym hotelu „Pałac Kotulińskich”. Dla miejsc drugiego i trzeciego również przewidziano cenne nagrody.
JURY, KTÓRE WIE, CO MÓWI
9 marca o godzinie 15.00 odbędzie się spotkanie ze śląskimi blogerkami modowymi, które oceniały stylizacje zgłoszone do konkursu. W trakcie spotkania dojdzie do wręczenia nagrody głównej i dwóch wyróżnień. Odbędzie się też panel, podczas którego razem z blogerkami prześledzimy najnowsze trendy i poznamy sekrety ich szaf.
Jurorkami są:
– Pamela Szczyglewska /Disturbed Style,
– Magdalena Majewska /Ams La La land,
– Anna Łuka /Moda na Strychu,
– Magdalena Karwat /Midori Fashion,
– Sylwia Kruczek /Street Fashion Bielsko-Biała.
↧
Ania i Kamil

↧
↧
People with Passion: Magda Pogorzelska / Goes To M
Plecak w formie klatki dla ptaków? Własnoręcznie naszywane aplikacje, inspirowane podróżami kosmicznymi i otaczającym nas wszechświatem, zgłębianym przez teleskop Hubbla? A może totalnie szalone i bogato zdobione kamizelki? Magda Pogorzelska mówi im „tak!” i z pasją tworzy. W kreowaniu marki Goes To M pomaga jej cała rodzina i wielopokoleniowe doświadczenia krawieckie. Mariaż tradycyjnie porządnego wykonania i wspaniałych, totalnie zakręconych aplikacji i form skutkuje czymś, co jest niebanalne i pozyskuje wciąż nowych miłośników. Magda Pogorzelska opowiada nam o licznych inspiracjach, początkach Goes To M i jej miejscu w świecie mody.

Sylwia Kruczek: Jak zaczęła się Pani przygoda z projektowaniem i szyciem? Czy to kwestia kilku ostatnich lat, czy może szyła Pani już dużo wcześniej?
Magda Pogorzelska: Myśl o projektowaniu, szyciu, tworzeniu zrodziła się w mojej głowie już dawno temu, ale bardzo długo dojrzewała. Po wielu życiowo-naukowych perturbacjach rozpoczęłam naukę na kierunku Wzornictwo i po dwóch latach studiowania poczułam, iż pora wyciągnąć moje pomysły na światło dzienne. Nie byłoby to możliwe gdyby nie moja rodzina i najbliżsi przyjaciele , którzy umożliwili mi utworzenie marki i wkładają w to swój czas i serce — tak naprawdę to oni razem ze mną stoją za nazwą GOESTO M. Nigdy nie będę w stanie im za to należycie podziękować.
S.K.: Co jest najistotniejsze podczas procesu tworzenia ubrań i akcesoriów Goes To M? Jak on przebiega?
M.P.: Podczas procesu tworzenia jakichkolwiek produktów GOESTO M najważniejsza jest inspiracja, pomysł. Aplikacja jest dla mnie punktem wyjścia. Najpierw powstaje projekt, szkic lub udrapowany materiał.Później przychodzi pora na dobranie tkaniny, skonstruowanie wykroju i odszycie idealnego prototypu. Moje krawcowe, w tym mama i babcia, pomagają pomysły przełożyć na rzeczywistość, doradzają, zauważają błędy w wykrojach. GOESTO M to nowoczesna marka, ale podstawą jest dla mnie wiedza i doświadczenie „starszyzny”. Oprócz projektu najważniejszy jest dla mnie moment nakładania aplikacji – robię to zupełnie sama, opracowaną przez siebie techniką. Produkty szyte ręcznie, czy to na domowej maszynie czy za pomocą igły i nitki, jeśli zajdzie taka potrzeba. Każdy egzemplarz, nawet powielany, jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, a wykorzystane do niego tworzywa różnią się pomiędzy sobą.

S.K.: Czym się Pani inspiruje? Czy są jakieś fasony, materiały, kolory, które są Pani szczególnie bliskie?
M.P.: Inspiruję się otaczającym mnie światem i robię to dosłownie. Jeśli jakiś przedmiot czy fragment natury wzbudzi mój podziw, to wykorzystuję go w swoich projektach w takiej formie w jakiej istnieje, staram się go nie przekształcać i nie szukać form abstrakcyjnych. Nie skupiam się na kolorach, odbieram je takimi, jakim są! Tkanina jest dla mnie ważna, do moich projektów wykorzystuję materiały, których pochodzenie mogę sprawdzić – bawełnę, wełnę, kaszmir, angorę. Staram się unikać materiałów syntetycznych, chyba, że projekt rzeczywiście tego wymaga. Lubię rzeczy z historią. Ostatnio znalazłam w hurtowni dzianinę o wzorze, który przypomina dresy z lat 90- tych i prawdopodobnie został wtedy wyprodukowany – uszyłam z niego kamizelkę w stylu indiańskim. Lubię wracać do korzeni szycia, do tego luksusowego krawiectwa np. poprzez użycie w obszywaniu aplikacji nici ze 100% jedwabiu czy szlachetnych dodatków m.in. naturalnych pereł .
S.K.: Gdyby miała Pani wskazać kilku projektantów, którzy według Pani są znakomici, to kto by to był?
M.P.: Mam swoją świętą trójcę projektantów , którzy tworzyli podobnie wesołe, nieco kiczowate twory jakie obecnie ja próbuję pokazać – Franco Moschino, Gianni Versace i Elsa Schiaparelli. Ta ostatnia postać to dla mnie projektantka wszechczasów, niedościgniony ideał.
M.P.: Życie nauczyło mnie, żeby nigdy nie mówić nigdy. Nie przepadam za minimalizmem,dress codem, zasadami. Nie wyobrażam sobie siebie projektującej i szyjącej garnitur czy koszulę., wykonującej np. sukienkę na zamówienie pod konkretnego klienta – chyba, że da mi całkowitą wolność.
S.K.: Goes To M dynamicznie się rozwija – co jest, do tej pory, Pani największym osiągnięciem jeśli chodzi o tę markę?
M.P.: Samo powstanie marki jest do tej pory największym osiągnięciem! Tworzenie marki modowej w Polsce wymaga dużych nakładów finansowych, dobrego pomysłu i odwagi! Wokoło mnóstwo marek odzieżowych i domorosłych krytyków mody, niełatwo odnaleźć się w tym świecie. Ten mały — duży sukces, tak jak wspominałam wcześniej, zawdzięczam bliskim.
S.K.: W jakim stopniu może Pani konkurować z popularnymi sieciówkami i czy w ogóle chciałaby Pani takiej konkurencji? Czy rzeczy Goes To M nie mają być raczej czymś masowym, dostępnym dla wszystkich?
M.P.: Sieciówki nie są dla mnie konkurencją i nie widzę na rynku jakiejś konkretnej dla GOESTO M. Cały świat mody to dla mnie konkurencja. To jest marka, którą się albo pokocha, albo znienawidzi. Nie jest alternatywą dla niczego, po prostu jest — dla tych, którzy będą jej potrzebowali. Tworzę to, co podpowiada mi intuicja, nie pod kogoś czy w związku z jakimś trendem – chcę, żeby moi klienci sami je kreowali. Każdy projektant marzy o tym, aby jego projekty były produkowane masowo, ja także, ale nie myślę o tym na chwilę obecną.

S.K.: Niektórzy mówią, że polska moda, polski przemysł odzieżowy nie jest w najlepszej kondycji. Co Pani o tym myśli? Czy młode marki, marki hand made’owe, mogą być odpowiedzią na ten kryzys?
M.P.: Moim zdaniem polski przemysł ma się dobrze właśnie dzięki temu, że powstaje tyle świeżych, interesujących marek odzieżowych. Prowadzę dział Style w magazynie Mondaine, więc oprócz projektowania zajmuję się modą na papierze, obserwuję tą branżę i z tego co widzę, w polskiej modzie dzieje się dużo – coraz więcej czasu antenowego czy miejsca w prasie poświęca się polskim twórcom. Coraz wyżej stawia się poprzeczkę, czemu nie wszyscy potrafią sprostać, stąd negatywne komentarze. Potrzeba grubej skóry, żeby móc się temu oprzeć.
S.K.: To, co najchętniej wybierają ludzie, widać na ulicach. Czy zdarza się Pani podpatrzyć coś podczas poruszania się po mieście?
M.P.: Oczywiście, to ulica dyktuje nam co jest modne, co się sprzedaje. Czasami widzę na ulicy kilka osób w tej samej rzeczy i myślę, no tak, teraz muszę zaprojektować czarne kurteczki i to najlepiej ze sztucznej skóry. Ale potem wracam do pracowni i myślę sobie – naprawdę tego chcesz? I nie chcę, więc projektuję kamizelki! Menadżer załamany – kto teraz nosi kamizelki? Okazuje się, że niektórzy noszą, a inni są gotowi je pokochać.

M.P.: Najwłaściwsze słowo to – jednolite. Ulica lubi ciemne kolory, proste wzory i kroje, lubi się ukrywać w elegancji i klasyce. Nie ma w tym nic złego, ale ja chcę czegoś więcej. Odzież to dla nas druga skóra, coś co towarzyszy nam przez cały dzień, w pracy, w domu, a nawet podczas snu. W związku z tym ludzie boją się krytyki i nie chcą eksperymentować. Do tego dochodzą kompleksy i próba ukrycia niedoskonałości figury. Dla mnie liczy się to, co zwraca uwagę — stąd fascynacja aplikacjami – patrzę na moją bluzę, na wyszyte na wysokości biustu ogromne oko i kompletnie nie widzę nadmiaru ciała na wysokości bioder.
S.K.: Jakie są Pani plany odnośnie Goes To M? Jaka będzie najnowsza kolekcja marki, co będzie dla niej najbardziej charakterystyczne?
M.P.: Dla GOESTO M najważniejszy jest teraz rozwój, pozyskanie publiczności i klientów. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, w kwietniu będziemy mieli możliwość zaprezentowania naszych produktów na żywo. Aktualna, najnowsza propozycja marka to trzy kolekcje:
- Birdcage Love to wyjątkowa kolekcja akcesoriów inspirowana światem wyobraźni, wyrwanej wprost z książek przygodowych. Podstawą całej kolekcji jest plecak w formie klatki dla ptaka — plecak, który nie ma nic do ukrycia! Wykończony na różné sposoby staje się szarym wilkiem, miejscem zamieszkania śpiącej jaskółki czy schowkiem dla wielkiego, złotego zegarka na łańcuszku!
- Ozzy Asteroid — kolekcja inspirowana otaczającym naszą planetę wszechświatem, podróżami kosmicznymi czy teleskopem Hubbla, jest swoistym hołdem dla ludzi, którzy przybliżają nam kosmos. Najważniejszym elementem kolekcji jest materiał — dzianina dresowa drapana (100% bawełna), która niczym mleczna droga lekko i przyjaźnie otula. Każdy element kolekcji ma wartość edukacyjną, wyrażoną poprzez bogate, ręcznie wykonane aplikacje nawiązujące do inspiracji.
- Crazy Vest to kolekcja, w której dajemy upust wszystkim naszym szalonym pomysłom. Wspólnym mianownikiem jest tylko brak granic i jeden, powtarzalny krój prostej kamizelki łączonej na plecach wyłącznie dwoma pasami! Po co nam tyły, jeśli z przodu dzieje się tak dużo? Wśród wielu wzorów aplikacji znajdziecie deszcz padający z chmur, mariaże i pocałunki, książki spadające z półek i mocno bijące serca.
S.K.: Dziękuję za rozmowę.
Piękne rzeczy od Goes To M możecie znaleźć tu:
↧
Bielskie Ciuchobranie - swap w ramach kolejnego Festiwalu Rozwoju Kobiet!
20 kwietnia, w ramach V. Festiwalu Rozwoju Kobiet Babskie Bielsko, odbędzie się Bielskie Ciuchobranie. Wymiana ubrań i dodatków będzie świetną okazją do pozbycia się rzeczy, które znudziły się nam lub z innych powodów zalegają na dnie naszych szaf. Będzie to też okazja do pozyskania nowych ubrań i akcesoriów, które czasem są prawdziwymi perełkami! Świetną zabawę zagwarantuje też coraz większa liczba osób, które zapowiadają swój udział — będzie można nawiązać nowe znajomości lub odświeżyć stare. A wszystko to w ramach największego babskiego wydarzenia w Bielsku!
V FESTIWAL ROZWOJU KOBIET BABSKIE BIELSKO
SWAP PARTY - CO TO TAKIEGO?
Twoja szafa pęka w szwach, ale codziennie stwierdzasz, że nie masz się w co ubrać? Chcesz wymienić ubrania, które już ci się znudziły i zyskać nowe, niepowtarzalne rzeczy? Planujesz wpuścić trochę świeżości do swojej garderoby? Zamiast magazynować ubrania, w których nie chodzisz, przynieś je na Bielskie Ciuchobranie! Możesz zabrać ze sobą także biżuterię, butki i torebki, których już nie używasz. Pamiętaj, że to, co tobie już się nie podoba, może się okazać prawdziwą „perełką” dla kogoś innego. I na odwrót! Zasady, które będą obowiązywać podczas swapu, są bardzo proste: przynosisz ubrania i dodatki, które możesz zamienić na te od innych osób, bądź sprzedać za symboliczną kwotę. Oczywiście twoje rzeczy muszą być w dobrym stanie, bez plam, dziur czy przykrego zapachu. Swap to też okazja do poznania kreatywnych ludzi, lubiących eksperymenty z modą i ubiorem, a także wspólnej doskonałej zabawy!
BIELSKIE CIUCHOBRANIE
Przejmuje i kontynuuje najlepsze tradycje cyklicznego swap party „W labiryncie ciuchów” (jeśli chcesz poczytać o nim więcej i zobaczyć galerię zdjęć, kliknij TU), które odbyło się w Bielsku pięć razy (pierwsza edycja miała miejsce 25 września 2011). BC jest skutkiem inicjatywy naszej, Agaty Opary i Babskiego Bielska.

BIELSKIE CIUCHOBRANIE
Przejmuje i kontynuuje najlepsze tradycje cyklicznego swap party „W labiryncie ciuchów” (jeśli chcesz poczytać o nim więcej i zobaczyć galerię zdjęć, kliknij TU), które odbyło się w Bielsku pięć razy (pierwsza edycja miała miejsce 25 września 2011). BC jest skutkiem inicjatywy naszej, Agaty Opary i Babskiego Bielska.
Strona wydarzenia na Facebooku — TU. Swap odbędzie się Pod Orłem (zobacz miejsce TU) - ul. 11 Listopada 60 – 62, Bielsko-Biała w dniu 20 kwietnia, w godz. 14.00 - 18.00. Wstęp wolny. Prosimy o potwierdzenie przybycia na adres: sylwia.corvulus@gmail.com
V FESTIWAL ROZWOJU KOBIET BABSKIE BIELSKO
Portal Babskie Bielsko już po raz piąty organizuje Festiwal Rozwoju Kobiet (szczegółowe informacje znajdziesz TU). Jak zawsze na mieszkanki Podbeskidzia czeka mnóstwo warsztatów rozwojowych, pokazy taneczne, muzyczne niespodzianki... Impreza rusza już w sobotę 20 kwietnia. Festiwal odbędzie się w zabytkowych wnętrzach Sali Redutowej „Pod Orłem” w Bielsku –Białej. Wstęp na imprezę jest bezpłatny! Wydarzenie upłynie pod znakiem przygotowań do spóźnionej w tym roku wiosny i nadchodzącego lata. Specjaliści z branży modowej, wizerunkowej, rękodzielniczej, a także związanej z wystrojem wnętrz będą udzielali porad i konsultacji. Podczas festiwalu będzie można zasięgnąć porad dietetyka, lekarza medycyny estetycznej, a także terapeuty zaburzeń odżywiania. Dodatkową atrakcją będzie atelier fotograficzne, w którym każda zainteresowana pani będzie mogła wykonać nieodpłatnie własny portret. Atelier zostanie przystosowane do fotografowania małych dzieci, dlatego organizatorzy zapraszają także wszystkie mamy ze swoimi maluszkami.
Wszystkie warsztaty i spotkania podczas Festiwalu są bezpłatne. Panie mają do wyboru szeroką ofertę zajęć w zależności od swoich zainteresowań. To m.in. tworzenie naszyjników azteckich w Akademii Rękodzieła, warsztaty przygotowywania domowych kosmetyków w Akademii Wizerunku, joga w Akademii Ruchu, warsztaty z dietetyczką w Akademii Zdrowia oraz artystyczne zdobienie kaw w Akademii Smaku to tylko niektóre propozycje. W trakcie Festiwalu poza pokazami tanecznymi, odbędzie się także koncert bielszczanki Małgorzaty Kanik. Poza talentem wokalnym, Małgosia zaprezentuje także swoją kolekcję ubrań oraz autorskiej biżuterii.
Poprzednie edycje skierowane były wyłącznie do Pań - mieszkanek Podbeskidzia i okolic. Tym razem organizatorki zadbały również o rozrywkę i edukację dla dzieci. Wśród naszych czytelniczek jest wiele mam, które zgłaszały nam potrzebę zapewnienia opieki swoim dzieciom podczas Festiwalu – mówi Barbara Władyka, jedna z organizatorek Festiwalu. Właśnie dlatego tym razem zostanie zaaranżowana specjalna Strefa dla Rodzin, gdzie będzie można zostawić swoją pociechę pod opieką animatorów lub razem z dzieckiem wziąć udział w kreatywnych zajęciach, skorzystać z zabawek edukacyjnych oraz zagrać w angażujące gry planszowe.
↧
People with Passion: Małgorzata Kanik / Megi Blue
Kocha muzykę i szuka w niej prawdy. Śpiewa i umiejętnością tą próbuje obdarzać i zarażać także innych podczas prowadzonych lekcji. Tworzy niebanalną, sutaszową (i nie tylko!) biżuterię. Zaczęła też przygodę z projektowaniem ubioru, bo początkowo chciała jeszcze lepiej wyeksponować swoje naszyjniki na tle eleganckich i subtelnych sukienek. Rozpoczęła również swoje nowe przedsięwzięcie, jakim jest agencja Imperium Rozrywki. Małgorzata Kanik zdecydowanie nie może narzekać na nudę. A tyle jeszcze do zrobienia! W końcu młoda artystka z Bielska marzy o nagraniu płyty z autorskimi piosenkami…
Sylwia Kruczek: Jak zaczęła się Twoja przygoda ze śpiewaniem?
Małgorzata Kanik: Interesowałam się nim od zawsze. Kiedy miałam kilka lat, dziadek kupił radiomagnetofon, kupował kasety, a ja słuchałam piosenek dla dzieci — Majki Jeżowskiej, małej Natalii Kukulskiej i innych wykonawców. Pewnego dnia odkryliśmy wspólnie funkcję nagrywania i coś sobie tam zaczęłam nucić, coś próbowałam śpiewać, a dziadek to rejestrował. To była świetna zabawa! Do dzisiaj mam pierwsze nagrania! Już będąc dzieckiem często wraz z moimi siostrami i koleżankami z podwórka przygotowywałyśmy teatrzyki i koncerty dla sąsiadów z okolicy. Zresztą moje siostry również do dzisiaj związane są z muzyką. Zaczęło się więc od tego. Codziennie śpiewałam w domu, dzień bez zaśpiewania kilku piosenek był dniem straconym. Kiedy bolało mnie gardło, byłam nieszczęśliwa. W okresie gimnazjum często słuchałam radia, coś podśpiewywałam, a mama pytała, czy odrobiłam już zadanie. Nie dowierzała, że można równocześnie uczyć się historii i śpiewać (śmiech). Zawsze starałam się jak najszybciej przerobić materiał, żeby mieć więcej czasu na śpiewanie. Zamykałam się w pokoju i powtarzałam utwory Celine Dion, Whitney Houston. Później słuchałam już wszystkiego. Nie chciałam zamykać się w jednej muzycznej stylistyce. Kiedy czułam prawdę w muzyce, emocje i serce wokalisty, zawsze mi to imponowało i przenosiło do innego świata. Chciałam, by taka prawda była też w moich piosenkach. Chciałam koncertować, nagrać własny materiał.
S.K.: Prowadzisz obecnie lekcje śpiewu. Jak wygląda praca z osobami, które mają przecież bardzo różne predyspozycje?
M.K.: Po pierwsze nie jest tak, że są osoby, które nie powinny śpiewać. Śpiew daje nam wiele radości i powinien to robić każdy, jak najczęściej. Owszem, osoba, która chce występować publicznie, powinna posiadać predyspozycje, kształcić się muzycznie. Zdarzają się osoby, które śpiewają nie do końca czysto i nie są przyjmowane do szkół muzycznych, ale poprzez systematyczną pracę, ćwiczenia, słuchanie odpowiedniej muzyki da się to zmienić w wielu przypadkach. Z czasem okazuje się, że taka osoba może całkiem poprawnie i przyzwoicie zaśpiewać, nikt jej nie wyśmiewa i podczas rodzinnych imprez może śmiało koncertować. Może nie zostanie gwiazdą, ale będzie śpiewała czysto. Uczę także osoby, które mają większe predyspozycje i nie trzeba dopracowywać tak wielu rzeczy, można skupiać się na doskonaleniu techniki wokalnej, pracować nad barwą, uczyć się interpretacji tekstu, przekazywania emocji, odpowiedniego zachowania na scenie, odpowiedniego oddechu tak ważnego w śpiewaniu. Minimum dwa razy w roku organizuję koncerty uczniów, na których mogą sprawdzić się na scenie, ucząc się równocześnie walczyć z tremą.
S.K.: Kończyłaś Studium Aktorskie i Muzyczne w Bielsku. Co jeszcze robiłaś w tym kierunku jeżeli chodzi o naukę?
M.K.: Od wielu lat uczęszczam na prywatne lekcje. Zaczynałam w Domu Kultury w Lipniku, gdzie miałam zajęcia z nauczycielem, Janem Wierzbicą. Oczywiście brałam też udział w licznych warsztatach muzycznych. Uważam, że na nich wiele można się nauczyć. Poszukiwałam też kolejnych nauczycieli, gdyż każdy ma indywidualne podejście do kształcenia wokalistów. Moją obecną nauczycielką jest Beata Raszkiewicz — śpiewaczka, która koncertuje na całym świecie i śpiewała m.in. w operach. Dzięki niej nadal mogę się rozwijać muzycznie. Chciałabym uczyć się śpiewu, doskonalić się przez całe życie.
S.K.: Czy jest coś, co możesz uznać za swój dotychczasowy największy sukces?
M.K.: Jeśli chodzi o muzykę, to wydanie płyty z kolędami. Zresztą to od kolęd zaczynałam śpiew. Planuję również nagranie płyty z moimi własnymi kompozycjami. Chciałabym, by ukazała się końcem roku.
S.K.: Sama piszesz teksty?
M.K.: Tak. Na początku myślałam, że komuś to zlecę, ale jest to jednak bardzo osobista rzecz. W obcych tekstach ciągle coś mi nie grało, chciałam je zmieniać. Pisały je inne osoby, więc ja nie mogłam czuć dokładnie tego, co one. Inspiracje do własnych tekstów czerpię z własnych przeżyć i przemyśleń. Przez to, że są one takie osobiste, jeszcze lepiej mi się je śpiewa. Może nie będą to teksty z najwyższej półki, może nie jestem najlepszym pisarzem, ale będzie to coś mojego. W końcu poprzez piosenki przekazuję publiczności pewną energię, którą ona mi oddaje w postaci zadowolenia.
S.K.: Mówiłaś, że nie lubisz zamykać się w jednym gatunku muzycznym. Ale czy są takie, za którymi nie przepadasz? W których nie czujesz „prawdy”?
M.K.: Nie przepadam za krzyczanymi utworami. Oczywiście każda muzyka może być wykonana na dobrym poziomie i każda może być na beznadziejnym. Nawet disco polo może być świetnie zaśpiewane. Ale mimo wszystko trochę mnie męczy słuchanie wokalistów zdzierających sobie gardła. To oczywiście jest jakiś rodzaj artyzmu i ekspresji, ale uważam, że w piosence powinna występować również cisza, chwila na refleksję, zadumę, wspomnienie. Każdy szuka w muzyce czegoś innego.
S.K. Czym jest dla Ciebie muzyka?
M.K.: Muzyka jest oceanem, ogromną przestrzenią, w której ludzie mogą przekazywać emocje. Twórcy muzyki dzielą się nimi ze słuchaczami, a słuchacze przekazują swoją energię wykonawcom.
S.K.: Co Cię inspiruje i pociąga najbardziej?
M.K.: Dobra muzyka z dobrą dawką energii muzycznej. Lubię jazz, dobry pop, piosenkę aktorską, bo tam każdy utwór może być zupełnie inny. Lubię muzykę instrumentalną, soul, bluesa, rocka, polskie zespoły epoki big beatu… Lubię różné rzeczy, byle by były na dobrym poziomie.
S.K.: Co jest Twoim największym marzeniem, planem do spełnienia na najbliższy czas?
M.K.: Nagranie solowej płyty. Takiej, z której będę zadowolona. A także organizowanie pokazów mody i tworzenie biżuterii – chciałabym podziałać coś więcej w tym kierunku. Założyłam firmę Megi Blue w zeszłym roku — zajmuje się ona sprzedażą biżuterii, sukienek.. Marzę także o podróżowaniu.
S.K.: Biżuteria, moda… Skąd takie pasje pojawiły się w Twoim wypełnionym muzyką świecie?
M.K.: To było około trzech lat temu. Moja koleżanka zaczęła tworzyć biżuterię, a ja miałam dość trudny czas w życiu osobistym i potrzebowałam wyciszenia. To ona pokazała mi technikę sutaszu. Zaczęłam tworzyć biżuterię dzień i noc — i tak przez kilka tygodni. Byłam zestresowana, a to mnie uspokajało, wyciszało. Z inną koleżanką pojechałyśmy nad morze i sprzedałyśmy większość tych prac. Jak sobie je teraz przypominam i porównuję do dzisiejszych, to nie mogę uwierzyć, że tamte się sprzedały. Po powrocie postanowiłam zająć się tym na poważnie. Kupowałam tutoriale, oglądałam filmiki na YouTubie, szukałam inspiracji. Biżuterię zaczęli kupować moi znajomi, później znajomi znajomych. Poznałam inne techniki. Zainspirowałam się zagranicznymi twórcami, którzy zaczęli tworzyć biżuterię z zamków. Zaczęłam tworzyć swoje wzory. Kiedy organizowałam pierwszy pokaz swojej biżuterii, pomyślałam, że w zasadzie skoro mam w głowie wizję ubrań, które pasowałyby do naszyjników i bransoletek, to mogłabym również je stworzyć. Posiadam obecnie eleganckie, proste sukienki, na których moja biżuteria bardzo ładnie wygląda. Tworzy całość.
S.K.: Sutasz stał się w Polsce bardzo popularny. Jednak część dostępnych u nas naszyjników, kolczyków czy bransoletek nie jest najwyższej jakości. Na co musimy zwracać uwagę, kiedy kupujemy sutaszową biżuterię?
M.K.: Jeśli komuś wizualnie się podoba, to nie ma sprawy. Jednak jeśli ktoś patrzy na jakość, to musi zwrócić uwagę na sznurki, z których została wykonana. Często robi się to teraz z chińskich sznurków, a nie, jak należałoby, z jedwabiu. Tanie wersje „chińskie” są sprzedawane często również w cenach wersji lepszych. Jeśli chodzi o kolczyki, to obie sztuki powinny być identyczne. Wszystko musi być równo uszyte, a sutasz nie klejony do szkiełek. Jedynie tył może być podklejony skórką lub filcem. Nic nie może odpadać. Jako Megi Blue nie tworzę również masowych produktów. Zwykle są one w pojedynczych lub nielicznych egzemplarzach, a wciąż wymyślam nowe wzory, by nic się nie powielało.
↧
Bielskie Ciuchobranie - Swap Party
Bielskie Ciuchobranie musiało się okazać godnym kontynuatorem swapu ,,W labiryncie ciuchów". Myślę, że pod kilkoma względami na pewno było lepiej. Ale od początku! Swap odbył się w ramach V. Festiwalu Rozwoju Kobiet, organizowanego przez dziewczyny z Babskiego Bielska. Piękne, zabytkowe przestrzenie Sali Redutowej i licznych mniejszych sal zostały zaadaptowane na prawdziwą stolicę babskiego świata. Najróżniejsze warsztaty i pokazy sprawiły, że pań było sporo. Przewijały się przez Salę Redutową, na którą uczestnicy swapu mieli rozkoszny wręcz widok ;-) No właśnie - swap! Jak było?
Na przestrzeni Sali Balkonowej zajęto każdy stolik, każdy dostępny element do ekspozycji ubrań i dodatków. Wiele osób miało swoje wieszaki. Zdecydowanym atutem było oświetlenie, a także przymierzalnia z dużym lustrem. Koordynowałam, pstrykałam fotki, a równocześnie zaczajałam się czasem na jakąś rzecz. Śliczna retro-torebka, kolczyki i spódniczka to godne łupy. Podsumowując: kto nie był, niech żałuje! W tym samym czasie był faszyn łik, ja wiem, zastanowię się nad rozgrzeszeniem ;-)
↧
↧
Kasia i Sabina
![]() | |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
Fot. Andrzej Kubica |
Tym razem trochę inaczej, bo nie solo, ale w duecie, czyli ja wybieram, a Andrzej fotografuje :-) Z Andrzejem Kubicą (więcej o jego pracach TU lub TU) będziecie mieli do czynienia nie tylko w tym poście, ale także w dwóch następnych - ten młody fotograf realizuje głównie kreatywną fotografię mody i portrety, ale i inne dziedziny robienia zdjęć nie są mu obce.
![]() |
Fot. Andrzej Kubica |
Kasia i Sabina zwracają uwagę swoim optymizmem i uśmiechem, z czym doskonale się komponują ładne, wygodne ubrania, idealne na ciepły, wiosenny dzień w mieście. Zestaw pierwszej dziewczyny to dżinsowe desenie: sprany, ,,stary" dżins spodenek, dżinsowa koszula, a do całości skórzany pasek, który idealnie podkreśla zestaw. Okulary, bawełniana torba, buty - wszystko to są dodatki, które dobrze się tu sprawdzają. Drugi zestaw to także Vansowe tenisówki, spodnie w kolorze burgunda, biała koszulka z aplikacjami na ramionach, brązowa torba i pasek w tym samym kolorze, a także okulary.
![]() |
Fot. Andrzej Kubica |
↧
People with Passion: Andrzej Kubica / Photography


Sylwia Kruczek: Fotografia to bodaj jedna z Twoich największych pasji. Skąd ta miłość do zdjęć? Jak to się zaczęło?
Andrzej Kubica: Zdecydowanie największa, łącznie z narciarstwem… Już jako dziecko byłem zafascynowany fotografią, mimo że w ogóle jej nie znałem. Pstrykanie małym, analogowym kompaktem dawało mi wiele radości. Jednak nie robiłem tego zbyt często, a film miałem tylko okazjonalnie, z powodu dość wysokich cen materiałów analogowych. Później przyszedł wielki „boom” rozwoju elektroniki i komputerów, więc wszyscy byli bardzo tym zafascynowani - ja także. Moja miłość do fotografii wróciła jakieś 2-3 lata temu. Zaczęło się dość banalnie, od zabawy cyfrowym kompaktem. Później zacząłem bardziej zagłębiać się w podstawy fotografii. Ciągle chciałem i nadal chcę dowiadywać się coraz więcej, bo wtedy zrozumiałem jak rozległy jest ten temat.
S.K.: Co najbardziej lubisz fotografować, a za czym nie przepadasz?

S.K.: Co w świecie fotografii inspiruje Cię najbardziej?
A.K.: Wiesz, w zasadzie inspirację można czerpać ze wszystkiego. Zdjęcia innych twórców, muzyka, film, teatr, gazety, codzienne sytuacje i otaczający nas świat. Dla mnie najistotniejszy jest ten jeden, jedyny moment. Moment, który powoduje, że w mojej głowie pojawia się nowy obraz i pomysł na zdjęcia.
S.K.: Moda i kreacja odgrywają w Twojej twórczości niebagatelną rolę. Przeplatają się, łączą, a przede wszystkim… mają dobrze wychodzić na zdjęciach. Dlaczego obrałeś akurat ten kierunek?
A.K.: No cóż, z drzewem, kwiatkiem i lisem nie porozmawiam (śmiech). Bardzo lubię ludzi, przebywanie wśród nich i poznawanie nowych osób. Mimo że wcześniej próbowałem różnych innych kierunków, akurat ten towarzyszy mi od początku. Najbardziej cieszy mnie fotografowanie ludzi, budowanie emocji i pokazywanie osobowości. Do tego jeszcze możliwość kreowania własnej rzeczywistości i zapisywania jej na zdjęciach. Stylizacje i miejsca mogą budować niesamowity klimat, dlatego tak bardzo to wszystko lubię. Współpraca z innymi osobami podczas sesji , przy tworzeniu danego projektu… Tego nie zastąpi nic innego.

A.K. Nie robię setek różnych sesji zdjęciowych, więc większość tych, które zrobiłem, pamiętam w większym lub mniejszym stopniu. Jednak wystarczająco, aby pisać o nich na blogu. Nie mam konkretnej ulubionej sesji, raczej opiera się to na zdjęciach, które w danym czasie zrobiłem.
S.K.: Modele czy modelki? Wielu fotografikom nie jest obojętne, kto staje przed ich obiektywem. Kogo wolisz fotografować?
A.K.: W większości ostatnich sesji fotografowałem kobiety, ale nie faworyzuję żadnej z płci. Kwestia, kogo wolę fotografować, zależy bardziej od osobowości.
S.K.: Fotografii uczysz się również na studiach. Czy to faktycznie dobre miejsce, by się doskonalić? W jakim stopniu uczelnie artystyczne ,,pomagają” w robieniu coraz lepszych zdjęć?
A.K.: O studiach dopiero myślę, a póki co, to chodzę do policealnej szkoły fotograficznej, profil fototechnik. Moja obecna szkoła jest bardziej techniczna niż artystyczna, więc trudno mi odpowiedzieć bezpośrednio na to pytanie. Jednak uważam, że aby tworzyć coś własnego trzeba najpierw opanować warsztat. Malarz nie namaluje obrazu, który jest jego wyrazem twórczym, jeżeli wcześniej nie nauczy się malować. Moim zdaniem tak samo jest z fotografią. Szkoły i uczelnie z pewnością pozwalają rozwijać się, otwierają nas na nowe doświadczenia i inne spojrzenie.
S.K.: Teraz muszę Ci zadać trudne pytanie (śmiech): Czym dla Ciebie jest fotografia?
A.K.: To przede wszystkim pasja… Sposób na wyrażenie własnego ja, możliwość tworzenia własnej odmiennej rzeczywistości i zapisywania jej klatka po klatce. Pokazywanie świata w taki sposób, jak ja go widzę. Oderwanie się od codzienności… Na fotografiach można pokazać emocję, zachować chwile, które już mogą się nie powtórzyć.
S.K.: Czy jest coś, co możesz określić jako swoje największe dotychczasowe osiągnięcie w dziedzinie fotografii?
A.K.: Dopiero od niedawna zaczynam „wystawiać” swoje zdjęcia, więc jakichś szczególnych osiągnięć pod tym względem nie ma. Hm, mówiąc bardziej ogólnie, uważam, że moim największym osiągnięciem jest lepsze zrozumienie światła , a także samej idei fotografii i ciągłe rozwijanie się, a co za tym idzie - tworzenie lepszych zdjęć.
S.K.: Andrzej Kubica poza fotografowaniem. Co robisz, kiedy nie stoisz za obiektywem?
A.K.: Uczę się fotografii, szukam inspiracji, spotykam się ze znajomymi, pracuję, czasem podróżuję, słucham dużo muzyki, piszę na blogu, ostatnio nawet zacząłem uczyć się grać na gitarze…. długo mógłbym jeszcze tak wymieniać (śmiech).
S.K.: Plany do zrealizowania, marzenia – uchyl rąbka tajemnicy…
A.K.: Marzeń i planów jest wiele. Te bardziej odległe i te bliższe, wszystkie staram się powoli i skrupulatnie realizować. Szczerze, to chciałbym podjąć z kimś poważną współpracę, zacząć robić coś więcej. Poza tym uwielbiam podróże. Mimo że nie byłem w szczególnie wielu miejscach, to właśnie to zaliczyłbym do największych marzeń.
↧
Sabina
![]() |
Fot. Andrzej Kubica |
![]() |
Fot. Andrzej Kubica |
↧