Quantcast
Channel: Street Fashion Bielsko-Biała
Viewing all 68 articles
Browse latest View live

Fatima i Magdalena

$
0
0
 Wygląd Fatimy i Magdaleny to doskonały przykład grania paletą odcieni czerni i bieli, którego skutkiem jest wizerunek elegancki i efektowny. A z tym, jak powszechnie wiadomo, komponuje się najlepiej wyrazisty kolor ust i paznokci. Całość pokazuje, że nie tylko barwne kreacje mogą być ciekawe.



Neo Fashion Jamboree 2 - Gala otwarcia wystaw

$
0
0

Kolejna edycja Neo Fashion za nami. Festiwal to coś, czego sobie nie odmawiam, bo odbywa się na własnym ,,podwórku", a w dodatku wciąż można obejrzeć coś nowego - fenomenalne wystawy (jeden z najmocniejszych punktów imprezy), ciekawi projektanci (w większości), Neo Label czyli showroom... Nie można też zapomnieć o publiczności i wszystkich tych zaproszonych ,,gościach specjalnych", którzy kręcą się wokół. W porównaniu z poprzednią, pierwszą edycją, tym razem było tej publiczności zdecydowanie więcej. A przecież w dużej mierze to ona czyni klimat wydarzenia i od niej zależy powszechna opinia o nim. No, ale wracając do wystaw... Frederik Heyman zachwycił swoimi lekko delirycznymi kompozycjami (wielki plus za kolory), a Kasia Bobula odsłoniła przed nami kulisy największych modowych imprez. Christoph Schaller natomiast to już całkowicie moja bajka - smakowity street na najwyższym poziomie. Projekt REM prezentował się całkiem zacnie, a czymś, co kompletnie do mnie nie przemawiało, był cykl fotek Gott Mit Uns (może poza dwoma zdjęciami) - nie moja estetyka, ale widziałam, że wielu osobom się spodobało.

Niesamowicie prezentowały się też prace Natashy Pavluchenko - dynamiczne i drapieżne postaci w trudnych do okiełznania kreacjach. Pomysłem niesamowicie udanym było umieszczenie wystaw w Muzeum Włókiennictwa - w otoczeniu dziesiątków starych maszyn wszystkie prace zyskiwały nowy urok i wydźwięk.

Gala otwarcia wystaw była też okazją do ogłoszenia wyników konkursu Street 4 Style, w którym pierwsze, jak najbardziej zasłużone miejsce przyznano Magdalenie Majewskiej (znanej jako Ams La Land).


Neo Fashion Jamboree 2 - Neo Label

$
0
0
Neo Label jest jednym z najlepszych pomysłów w ramach NFJ. Taki stały punkt, który - niezależnie od miejsca - zawsze jest w stanie zaskoczyć mnie czymś przyjemnym. Tym razem moimi absolutnymi hitami były torebki i biżuteria od krakowskiej Coco Mayaki, która operuje w znacznej mierze włosami. Nie idzie głównym nurtem, nie schlebia powszechnym tendencjom. Zawsze wierna sobie. Obok zaś rewelacyjne przypinki od Pat - nomen omen - Guzik. Drugą cudownością, którą wypatrzyłam, była etno - kolekcja od Folk'a. Rzeczy do noszenia: płaszcze, kultowe czapki z daszkiem i ciepłe rękawiczki - cudeńka, inspirowane kolorami i zdobieniami, skradzionymi ludowym ciuchom. Co najważniejsze, ubrania te nie tylko ładnie wyglądały, ale czuć było także, że będą grzały swojego właściciela podczas mrozów ;-) Cóż tam jeszcze... Kołnierzyki i ubrania od Code Femme, retro rzeczy, przytulne bluzy od Femi Pleasure i We Peace It... Było co oglądać. No i oczywiście ludzie również dopisali, przewijając się to tu, to tam (zwłaszcza, że wstęp na Neo Label był całkowicie bezpłatny - wejść mógł każdy z ulicy).


Piotr

$
0
0
 Ubrania Piotra to przykład na nieśmiertelną aktualność zestawienia czarno-białych pasków i czerwieni. Do tego czarne dodatki i mamy bardzo smakowite połączenie. Poza tym (a może dlatego? albo jakoś tak ;-), że fajnie ubrany, Piotr jest projektantem. Jego kolekcję można było oglądać podczas Neo Fashion (Birds of Prayers). Mnie osobiście zaczarowała i uważam, że to był bodaj najlepszy pokaz, ale o tym innym razem...


Neo Fashion Jamboree 2 - Pokazy i refleksje

$
0
0
Nie jestem wielką znawczynią mody, więc nie będzie porównań i odniesień do kolekcji z ubiegłych lat i do innych projektantów. Tym razem uwiódł mnie kompletnie pokaz Birds of Prayers - świetne rzeczy (męskie o tyle ciekawe, że nasuwające skojarzenie z fasonem strojów ludowych niektórych regionów świata - to moja subiektywna, luźna interpretacja, ale nie wnikam w to, co autor miał na myśli...), a przede wszystkim klimat, który pomagała kreować muzyka. Spośród pokazów, które miałam okazję obejrzeć, warto wspomnieć też o Sophie Kuli. Dojrzała i konsekwentna kolekcja (dlatego wspominam) , ale raczej średnio mnie przekonuje pastelowo-radosna kolorystyka. Kompletnie nie dla takich ponurych osobników, spowitych w szarość, jak ja ;-) 

Jeśli chodzi o organizację pokazów, to nie można tu wytknąć żadnych poważniejszych zaniedbań, czy niedopracowań. Odniosłam jednak wrażenie, że w dążeniu do perfekcyjności pokazów (tak, wiem, że pokazy to sedno tego typu imprez) zatracono dbałość o ludzi, którzy przyszli na nie, a także na wystawy czy na Neo Label. Być może to już ostro subiektywne odczucie i jestem w nim odosobniona, ale co zrobić - pozostało mi po festiwalu, który - podkreślam - oceniam pozytywnie. No, ale swoją drogą, jak już jesteśmy przy wytykaniu błędów... Dwie rzeczy. Jedna to spore zaniedbanie i bardzo nierozsądna decyzja, by główna gala była zamknięta dla mediów. Tak było rok temu, tak było i teraz. A przecież to media są odpowiedzialne za wystawienie jak najlepszej ,,laurki" danemu wydarzeniu i nadanie mu rozgłosu (nie zaś celebryta, jak zapewniały na łamach Barrela organizatorki NFJ - na brak znanej z tego, że jest znana persony zrzucając winę za brak informacji o festiwalu w większości mediów). Drugie, może mniej istotne, ale równie irytujące ,,wdepnięcie" to chaos informacyjny, dotyczący filmów, na które można było się wybrać w ramach karnetu. Ja wiem, że pójście do kina nie było ideą drugiej odsłony NFJ, ale jednak, mając taką możliwość po pokazach, obejrzeniu wystaw i odwiedzinach w showroomie, chciałam z niej skorzystać. Totalnie skopane godziny, niewielka ilość miejsc i niedoinformowanie obsługi Heliosa spowodowało, że odpuściłam. No, to tyle, jeśli chodzi o narzekanie. Musiałam pofolgować tej jakże polskiej przypadłości :-) Na koniec jeszcze raz powtórzę, że festiwal oceniam bardzo dobrze i cieszę się z tego, że ma miejsce właśnie w Bielsku.

Jeszcze o ludziach. Tym razem było bardzo wiele osób, które przyszły, by oglądać pokazy, fotografować, kupować rzeczy od twórców z Neo Label i podziwiać zdjęcia i grafiki z wystaw. To istotne, zwłaszcza dla przyszłości festiwalu, by odwiedzających go było coraz więcej. No i chyba nie muszę dodawać, że zwykle są to jednostki, kochające modę pod wieloma postaciami, barwne i kreatywne. Przyjemnie było pobyć wśród takich osób, które częstokroć przyjeżdżały spoza Bielska.


Bazar - otwarcie stylowego second handu

$
0
0
Na mapie biel­s­kich sklepów ze sty­lową odzieżą „z drugiej ręki” pojawia się nowe miejsce, które otworzy swe pod­woje dla klien­tów już w najbliższą sobotę, 15 grud­nia (w godzinach 9.00 - 19.00). Bazar Sec­ond Hand będzie sklepem, ofer­u­ją­cym markowe i dobrej jakości ubra­nia i dodatki w nis­kich cenach. Z otwarciem nato­mi­ast wiązać się będą liczne atrakcje. Każdy, kto pojawi się na otwar­ciu Bazaru, może liczyć na roz­maite atrakcje. Dla pier­wszych stu klien­tów przy­go­towano fir­mowe torby eko­log­iczne w prezen­cie. Dla wszys­t­kich — atrak­cyjne pro­mocje, loterię z cen­nymi nagro­dami (do wygra­nia m.in. tablet), słod­kie upominki, Karty Stałego Klienta i wiele innych. Pon­adto przez cały dzień kupu­ją­cym i odwiedza­ją­cym czas umi­lać będzie muzyka, grana na żywo przez Novick­iego i RomuSa. No i na koniec dodam, że Street Fashion BBa jest patronem wydarzenia i gorąco kibicuje startowi tak zacnej miejscówki. Oczywiście wpadnę na otwarcie, żeby może... zapolować? ;-)



Bazar Sec­ond Hand
ul. Komorow­icka 36, Bielsko-​Biała
(pier­wsza kamienica na rogu ul. Pił­sud­skiego i Komorowickiej)
bazarbielskobiala@​gmail.​com, tel. 690 836 425

Bazar - otwarcie second handu

$
0
0
Skuszona rozlicznymi atrakcjami, jakie obiecywało otwarcie nowego bielskiego second handu, wybrałam się na nie w sobotę rano. Tia, rano - możecie się śmiać, ale dla mnie godzina 9.00, w weekend, to blady świt ;-) No więc wygrzebałam się spod pościeli i udałam na otwarcie Bazaru. W swej naiwności myślałam, że ludzi będzie niewielu, bo sobota rano, bo przyjdą później itp - rozumiecie. Oczywiście tak nie było - masa ludzka szturmowała wieszaki... Zrobiłam kilka zdjęć i również oddałam się błogiemu wyszukiwaniu stylowych perełek. Tym razem nie dla siebie samej, ale dla Gburii Furii - maleńkiego siostrzeńca z czterema zębami, któremu kocham podbijać stylówę ;-)

Cóż poza tym? Bardzo fajnie przemyślana była sama reklama wydarzenia i atrakcje, które mu towarzyszyły. Każdy ze stu pierwszych klientów otrzymał bawełnianą torbę z logo sklepu. Były też słodkości, dobra muzyka i loteria (z tabletem w roli głównej). No i klimat, wprowadzany przez młodą ekipę (jednym z inicjatorów powstania Bazaru jest Novicki, znany bielszczanom m.in. z organizowania Pozoru). Dodam jeszcze, na koniec, że samo pomieszczenie jest bardzo przyjemne i przestronne (lokal na rogu Komorowickiej i Piłsudskiego).


People with Passion: Ola Bajer / Bola

$
0
0
BOLA to marka, stwor­zona z myślą o osobach, cenią­cych sobie wygodę i indy­wid­u­al­ność zarazem. Twór­czynią tego specy­ficznego mari­ażu mody i sztuki, w którym dużą rolę odgry­wają geome­tria i autorskie grafiki, jest Ola Bajer — pochodząca ze Śląska pro­jek­tan­tka, obec­nie mieszka­jąca w Warsza­wie. Jej pomysły, nasy­cone wielką dawką ory­gi­nal­ności, zyskały apro­batę m.in. w Łodzi, pod­czas październikowego Fash­ion Phi­los­o­phy Fash­ion Week. Z Olą Bajer roz­maw­iam o jej pas­jach, związanych ze sztuką, o inspirac­jach, które przy­chodzą nagle i często są kom­pletną niespodzianką, a także o Śląsku i, oczy­wiś­cie, o BOLI.

Syl­wia: Jak zaczęła się Twoja przy­goda z pro­jek­towaniem i szy­ciem? Czy to kwes­tia kilku ostat­nich lat, czy może szyłaś już dużo wcześniej?
Ola: Nie wiem do końca czy można nazwać to przy­godą, szcz­erze mówiąc mam nadzieję, że nie jest to jedynie „przy­goda” (śmiech). Od momentu pow­sta­nia marki BOLA czyli od 2009 roku staram się trak­tować to dość poważnie i być dobra w tym co robię, cały czas ucząc się nowych rzeczy. Pro­jek­towanie wyszło z chęci połączenia sztuki z użytkowoś­cią, stu­diowałam malarstwo, moją najwięk­szą pasją jest grafika warsz­ta­towa — w tym jedna z najtrud­niejszych i naj­cięższych tech­nik — litografia. Niestety jest to „zawód” oraz umiejęt­ności, które nie zapew­ni­ają pracy czy zarobku. Sztuka nie cieszy się zbyt dużym powodze­niem, a świado­mość o dzi­ała­ni­ach artysty­cznych i ich wartości też nie należy do najwięk­szych. W związku z tym chci­ałam połączyć malarstwo, grafikę i pro­jek­towanie, zaczy­na­jąc od „drukowa­nia” swoich prac na tkan­i­nach, na drugim roku malarstwa.

Syl­wia: BOLA ist­nieje od 2009 roku, a od tamtej pory wiele się dzi­ało. Co uważasz za swój najwięk­szy sukces?
Ola: Są sukcesy mniejsze i więk­sze. Najwięk­szym jest chyba to, że się dzieje dużo dobrego, że są pub­likacje, że jest zain­tere­sowanie, że jest grono ludzi, którym się szcz­erze podoba to, co robię. Dużym sukce­sem, o ile nie najwięk­szym, są już dwa pokazy na Fash­ion Phi­los­o­phy Fash­ion Week Poland, i to, że oby­dwa mają pozy­ty­wny odbiór, mimo że są, jak dla mnie, zupełnie różné. Także wywiad do WAD mag­a­zine, pub­likacje w mag­a­zy­nach i przede wszys­tkim zad­owoleni klienci. Spo­tykanie ludzi na uli­cach w swoich pro­jek­tach (śmiech).

Syl­wia: Skąd czer­piesz pomysły, inspiracje do swoich projektów?
Ola: Inspiracje są prz­eróżné, można powiedzieć, że inspiruje mnie prawie wszys­tko, co się zna­j­duje obok mnie, albo i całkiem daleko. Cza­sem są to kolory, fak­tury, zdję­cia. Nietrudno też zauważyć, że lubię geometrię, układy geom­e­tryczne są jak na razie moją najwięk­szą inspiracją. Także układy architektoniczne.

Syl­wia: Czy jest coś, o czym wiesz, że nigdy nie będzie Twoją inspiracją?
Ola: Inspiracja ma to do siebie, że przy­chodzi cza­sem z zaskoczenia, nie zawsze jest wynikiem dłu­go­let­nich zain­tere­sowań czy upodobań twórcy, więc nie mogę niczego wykluczyć.

Syl­wia: Akademia Sztuk Pięknych, szkoły związane z artysty­cznym projektowaniem ubioru… Cały czas obra­casz się w krę­gach sztuki. Czym to skutkuje dla rzeczy, które projektujesz?
Ola: Wszys­tkim (śmiech). Wspom­i­nałam już o tym, że gen­er­al­nie gdyby nie związek ze sztuką, to nie robiłabym tego, co robię.

Syl­wia: Czy masz jakieś konkretne plany na najbliższy czas, związane z BOLĄ? A może jakieś marzenia, które mogłyby się spełnić?
Ola: Chci­ałabym pojechać na staż za granicę, mam już pewne plany, pomysły, ale teraz pri­o­ry­tetem jest kolekcja dyplo­mowa na MSKPU, więc wolałabym nie zapeszać.

Syl­wia: Niek­tórzy mówią, że pol­ska moda, pol­ski prze­mysł odzieżowy nie jest w najlep­szej kondy­cji. Co o tym myślisz? Czy młode marki, cho­ci­ażby takie jak Twoja, mogą być odpowiedzią na ten kryzys?
Ola: Ciężko mi mówić o prze­myśle odzieżowym, bo w nim nie dzi­ałam. Prze­mysł dla mnie to LPP czyli marki takie jak Reserved, House, Cropp czy inne, a mnie można by było bardziej zal­iczyć do man­u­fak­tury (śmiech). Nie wiem, czy jest źle, czy dobrze, wydaje mi się, że coraz lep­iej. Z jed­nej strony świado­mość jest więk­sza i ludzie chcą mieć ory­gi­nalne rzeczy od pro­jek­tan­tów, z drugiej pro­jek­tan­tów jest teraz jak grzy­bów po deszczu, ktoś robi koszulki i jest już pro­jek­tan­tem, zro­bił cztery rzeczy i też już nim jest…

Syl­wia: To, co najchęt­niej wybier­ają ludzie, widać na uli­cach. Czy zdarzy Ci się pod­pa­trzyć coś pod­czas porusza­nia się po mieście?
Ola: Patrzę na ludzi, ale nie pod­pa­truję — chyba bardziej fas­cynuje mnie jed­nak samo miasto i jego np. architek­tura niż ludzie.

Syl­wia: Pochodzisz ze Śląska, ale mieszkasz w Warsza­wie. Czy jest coś, czego ci tam brakuje? Coś „śląskiego”, co jest tylko tu?
Ola: Każde miejsce jest inne, miasto, ludzie, kli­mat… W Warsza­wie jest zupełnie inny kli­mat niż na Śląsku, zupełnie inaczej niż w kochanym Kato (śmiech). Brakuje mi cza­sem tego, dlat­ego staram się przy­jeżdżać na Śląsk, spędzić trochę czasu z rodz­iną i zna­jomymi. Do Katowic jestem bardzo przy­wiązana, spędz­iłam tu najlep­sze lata i stu­diowałam — pięć lat na ASP, trochę pomieszki­wałam. Zresztą, tam jest zawsze super. Teraz przy­jeżdżam w wol­nych chwilach, na Tau­rona, czy OFF Festiwal.

Syl­wia: Czy jest coś, w czym różnią się od siebie style ubiera­nia kobiet z Warszawy i kobiet z, na przykład, Katowic?
Ola: Wszędzie ludzie pod­chodzą do mody indy­wid­u­al­nie, ale fak­tem jest, że w Warsza­wie widać więk­szą odwagę na uli­cach. Myślę też, że Warszawa jest po prosu więk­sza, więcej ludzi tam się intere­suje modą i tym, jak wyglą­dają, wybiera sobie wręcz styl­iza­cje, bardzo często kupu­jąc w markowych sklepach, których na Śląsku nie ma. Nie wydaje mi się to jed­nak przeszkodą — jest inter­net i dostęp tak naprawdę do wszys­tkiego. Nie jestem znaw­czynią mody i trendów, nie wybieram sobie codzi­en­nych styl­iza­cji, nie wiem cza­sem, czy ktoś jest ubrany, czy już prze­brany. W Warsza­wie można spotkać wielu ciekawie ubranych ludzi. Mnie chyba najbardziej podoba się to, że coraz więcej osób spo­tykam w rzeczach od pro­jek­tan­tów, w swoich pro­jek­tach czy moich zna­jomych, jest to bardzo miłe. Sama staram się nosić właśnie rzeczy swoje lub innych pro­jek­tan­tów, takich jak ODIO czy Jakub Pieczarkowski, Der Mond.

Syl­wia: Dziękuję Ci za rozmowę.

Jeśli chce­cie zapoz­nać się bliżej z pro­jek­tami Oli Bajer, może­cie zro­bić to w jej inter­ne­towym sklepie, na blogu lub fanpage’u na Facebook’u.

Inspiracje z Północy

$
0
0
Na mod­owej mapie świata wyjątkowe miejsce zaj­mują kraje, leżące na północy Europy. Ich mieszkańcy do per­fekcji opanowali jesienno-​zimowy wygląd, który łączy w sobie ele­gancję z domieszką retro i dużą dozę wygody. Warto zerknąć na ulice Oslo, Helsinek czy Sztokholmu, by pod­pa­trzyć co nieco i zain­spirować się swo­bod­nym i z wielkim wyczu­ciem kre­owanym stylem tamte­jszych ludzi. Zwłaszcza, że zima za pasem, a wiele spośród nas wciąż szuka ide­al­nych rozwiązań na tę mroźną porę roku.

ISTOTNE, CONAWIERZCHU
Jesienią i w zimie najbardziej w oczy rzu­cają się nasze okrycia wierzch­nie. Więk­szość z nas uważa, że tylko gruba, puchowa kurtka jest gwaran­tem przy­jem­nego ciepła. Owszem, jest, ale nie tylko ona. Płaszcz z dobrych jakoś­ciowo mate­ri­ałów może nas chronić przed chło­dem równie dobrze. Pod niego, inspiru­jąc się mieszkań­cami północ­nej Europy, zakładamy ciepły sweter i… żaden mróz nam niestraszny! Płaszcz w kom­ple­cie ze swe­trem to niby nic odkry­w­czego, ale tu o ich ory­gi­nal­ności decy­dują dese­nie. Te są bardzo obfite, różnorodne i najczęś­ciej kom­plet­nie do siebie nie pasują. Jed­nak w tym sza­leńst­wie jest metoda, a na ten pozorny chaos w wyko­na­niu na przykład Skan­dy­nawów dobrze się patrzy. Nie musimy koniecznie mieszać wielu różnych kolorów i wzorów, jeśli nie przepadamy za taką metodą tworzenia wiz­erunku. Płaszcz w jed­no­li­tym kolorze możemy zestawić z bar­wnym swe­trem lub… na odwrót. Albo też zrezyg­nować z mieszanki wzorów i barw na rzecz ciekawych fasonów naszych ubrań.

NUTKĄRETRO
Tym, co doskonale uzu­pełni pod­sta­wowy jesienno-​zimowy ubiór, są dodatki, nasuwa­jące luźné sko­jarzenia z dawnymi cza­sami. Nie chodzi tu jed­nak o rzeczy teatralne i prz­erysowane. Wszelkiego typu duże, pros­tokątne, skórzane tore­bki, kapelusze, sznurowane botki, biżu­te­ria mogą stworzyć ciekawy kli­mat w naszym wizerunku.

MOD­NIE I… WYGODNIE
Dość trudną (ale oczy­wiś­cie możliwą do wyko­na­nia) sztuką jest uzyskanie codzi­en­nego stylu, który byłby zarazem przy­jemny dla oka i wygodny. Często wydaje się nam, że nie da się mieć dwóch rzeczy naraz i trzeba wybierać między sty­lowym wyglą­dem a prak­ty­cznoś­cią stroju. Nic bardziej myl­nego, a na północy Europy fuzję mody i wygody można oglą­dać na każdym kroku. Warto więc zerknąć… Buty na wysokim obcasie? Jak najbardziej, ale na masy­wnym i sta­bil­nym — takie, w których można bie­gać przez cały dzień i nie zabić się, pośl­izgnąwszy się na mokrych liś­ci­ach lub lodzie. Skórzana, ele­gancka torba? Tak, ale tylko duża i pakowna, z wygod­nymi uch­wytami. Takie przykłady można mnożyć. Chyba właśnie to decy­duje o dużej pop­u­larności, jaką cieszą się strony inter­né­towe, na których możemy oglą­dać styl prze­chod­niów z Północy (np. Hel Looks). Spójność, ory­gi­nalny styl i poczu­cie kom­fortu to odczu­cia, które towarzyszą nam pod­czas przeglą­da­nia zdjęć. Bo nie jest sztuką ubrać się mod­nie w chłodne dni, ale sztuką jest ubrać się mod­nie i na tyle wygod­nie, by nie zmarznąć. Co roku na uli­cach możemy zobaczyć sporo trzęsą­cych się z zimna osób — cienka, skórzana kurteczka dobrze sprawdza się w ciepłe jesi­enne dni, ale niekoniecznie będzie nas grzała przy –15 stop­ni­ach… Dobrze więc pamię­tać, że można wyglą­dać sty­lowo także w grub­szych rzeczach.

Warto zerknąć także tu:

Kopen­haga — The Locals
Lon­dyn — Style Scout
Sztokholm — Stock­holm Streetstyle
Trond­heim — Tron­der Hunter

Konkurs

$
0
0

Sypie śnieg (wiem, wiem, to dla wielu z nas powód do radości, więc nie ma potrzeby pocieszania), a za pasem Walentynki (tak, rozumiem, wielu nie uznaje ;-) ) i dlatego (a może mimo to?) zapraszam na mały KONKURS. Tym razem do wygrania jest dowolna wybrana bransoletka od zdolnej i kreatywnej Manii Design!

Konkurs i jego szczegóły dostępne TU.

Powodzenia! :-)

Nie tylko młodzi mają świetny styl!

$
0
0
Obser­wu­jąc świat mody możemy niesłusznie stwierdzić, że wstęp do niego mają tylko osoby młode i piękne. Takie, których twarzy nie naz­naczyły jeszcze zmarszczki, a włosy wciąż zachowują swój kolor. I nawet Anna Win­tour, niemłoda już prze­cież, nie będzie w stanie zmienić naszej opinii. Tak samo pewnie pomyślimy sobie o sposo­bie ubiera­nia prze­cięt­nych ludzi – takich, których mijamy na ulicy. Stwierdz­imy, że ci młodzi cza­sem ekspery­men­tują z modą, nie boją się ory­gi­nal­nego wiz­erunku. A ci starsi… Bezbar­wni i nieciekawi, nie zasługują na naszą pozy­ty­wną opinię, jeśli o ubiór chodzi. Uważa­jmy! Możemy się pomylić., bo… nie tylko młodzi mają świetny styl!

Poku­tuje przeko­nanie, że starszej oso­bie – zarówno mężczyźnie, jak i kobiecie – wiele rzeczy już nie przys­toi. Że starość to okres szarości i smutku. W Polsce bardzo szy­bko takie myśle­nie ulega zmi­anie. W Stanach Zjed­noc­zonych i na Zachodzie zmieniło się już dawno temu. Rośnie grupa emery­tów, którzy znają swoją wartość, są nadal równie wyma­ga­jący wobec siebie i innych, cenią sobie ładne ubranie, ciekawą tore­bkę, sty­lowe buty. Nie widzą powodu, dla którego mieliby nagle, po przekrocze­niu pewnego wieku, założyć bezk­sz­tałtny szary worek i usunąć się w cień. Pomimo starości chcą czer­pać z życia to, co najlep­sze, a jed­nym z czyn­ników, który bardzo poprawia humor i pod­nosi samoocenę, jest prze­cież odpowiedni ubiór – taki, który podoba się właścicielowi.

Doskon­ałym przykła­dem całkowicie nietłam­szonej osobowości, która prze­jawia się w stroju, jest strona Advanced Style. Nazwa – gra słów – wprowadza nas w temat. Zaawan­sowany styl to rzecz dla wyrafi­nowanego odbiorcy, który doceni różnorod­ność stylów bar­wnych starszych („zaawan­sowanych”) ludzi, fotografowanych przez autora pomysłu — Ari'ego Setha Cohena. Cohen przemierza ulice Nowego Jorku w poszuki­wa­niu ludzi kreaty­wnych, o fas­cynu­ją­cym stylu i przede wszys­tkim już niemłodych (jedynie ciałem, bo ich ubiór wskazuje na młodą duszę i zapał). Jak sam pisze: Szanu­j­cie starszych ludzi, pozwól­cie tym damom i dżen­tel­menom nauczyć Was tego i owego o przeży­wa­niu pełni życia. Advanced Style jest dowo­dem, dostar­czanym przez siwowłosych, na to, że oso­bisty styl rozwija się i ewolu­uje z wiekiem.

Fotografie ze strony Advanced Style zostały zebrane w albu­mie o takiej samej nazwie, który można nabyć m.in. na ama​zon​.com. Książka to nie tylko zdję­cia, ale i krótkie opisy osób, które zostały na nich uwiecznione. Jest też dodatkowy smaczek – dodatek, w którym jedna z najbardziej eks­cen­trycznych starszych pań odpowiada na pyta­nia Dity Von Teese.

Co nas cza­sem zaskakuje, dlaczego bywamy wręcz zszokowani, gdy w miejskim chaosie nasz wzrok odna­j­duje jed­nos­tkę, która — pomimo siwych włosów – ubrana jest inaczej niż wielu starszych ludzi w promie­niu kilku kilo­metrów? Czu­jemy się pozy­ty­wnie zdzi­wieni, nawet jeśli taka osoba niekoniecznie „poprawnie” (w myśl obow­iązu­ją­cych kanonów) wybrała fason ubra­nia lub zestaw kolorów. Może dlat­ego, że się odważyła i naraz­iła na ostre spo­jrzenia i złośliwy chi­chot? Dobrze, że w Polsce kom­plet­nie zmienia się pode­jś­cie zarówno starszych ludzi do samych siebie, jak i tych dużo młod­szych do starszych. I może wkrótce doczekamy się naszego pol­skiego ‚Advanced style?

A może znacie inne, równie dobre strony internetowe lub blogi? :-)

Modna i kreatywna! To ty?

$
0
0
Jesteś kreaty­wną jed­nos­tką, która uwiel­bia zabawę stylem, a w świecie mody czuje się jak ryba w wodzie? Jeśli tak, to trafiłaś znakomi­cie, bo na… konkurs „Modna i kreaty­wna”, który odbywa się w ramach święta kobiet w tyskim City Point. Zdję­cia swoich styl­iza­cji można nadsyłać jeszcze tylko do 6 marca, a już 9 marca dojdzie do ogłoszenia wyników konkursu pod­czas Miasta Kobiet. Na osoby, które wybierze jury (a w skład tego jury wchodzi m.in. Street Fashion Bielsko-Biała ;-), czekają atrak­cyjne nagrody.

KREATY­WNA I MODNA POSZUKIWANA CZYLI STYL I NIEBANAL­NOŚĆ W CENIE!

Tem­atem konkursu jest sty­lowy i niebanalny wiosenny wiz­erunek, uch­wycony w kadrze! Zdję­cie swo­jej styl­iza­cji i krótki jej opis przesyła­cie na adres konkursy@​studiomikstura.​pl . Czas? Do 6 marca! Po jego upły­wie jury, złożone z kilku znanych śląs­kich blogerek, wyty­puje osoby, które zostaną nagrodzone.
Pełny reg­u­lamin konkursu i for­mu­larz dostępne są TU, infor­ma­cje o konkur­sie na Face­booku TU, a o Mieś­cie Kobiet TU. Nagrodą główną jest nieza­pom­ni­any week­end dla dwóch osób w czterog­wiazd­kowym hotelu „Pałac Kotulińs­kich”. Dla miejsc drugiego i trze­ciego również przewidziano cenne nagrody.

JURY, KTÓRE WIE, CO MÓWI

9 marca o godzinie 15.00 odbędzie się spotkanie ze śląskimi blogerkami mod­owymi, które oce­ni­ały styl­iza­cje zgłos­zone do konkursu. W trak­cie spotka­nia dojdzie do wręczenia nagrody głównej i dwóch wyróżnień. Odbędzie się też panel, pod­czas którego razem z blogerkami prześledz­imy najnowsze trendy i poz­namy sekrety ich szaf.
Jurorkami są:

– Pamela Szczy­glewska /​Dis­turbed Style,
– Mag­dalena Majew­ska /​Ams La La land,
– Anna Łuka /​Moda na Strychu,
– Mag­dalena Kar­wat /​Midori Fash­ion,
– Syl­wia Kruczek /​Street Fash­ion Bielsko-​Biała.

Ania i Kamil

$
0
0
Ania (styl ubierania Ani możecie obejrzeć także TU) i Kamil prezentują to, do czego - mniej lub bardziej skutecznie - dąży wielu z nas. Ich styl jest połączeniem ,,modnego" i ,,wygodnego", przykładem na to, że da się uzyskać bardzo przyjemny wizerunek na co dzień. Czarne spodnie i buty oraz szarości marynarek są doskonałym tłem dla dodatków: kobaltowej torebki, bransoletek i zegarków, a także dla muszek, które tworzą Ania i Kamil (możecie obejrzeć je i kupić TU). I o ile Ania swoją muszkę wykorzystała dość klasycznie, bo zakładając na szyję, to już Kamil przełamał bodaj wszystkie muszkowe stereotypy, przypinając ją do marynarki. Bardzo spodobał mi się kolor tego dodatku, a w zasadzie kolory i wzory, które spokojnie można brać za zwiastuny wiosny ;-) Nawet pomimo szaroburej i deszczowej (acz dość ciepłej!) aury, jaka panowała tamtego dnia.


People with Passion: Magda Pogorzelska / Goes To M

$
0
0
Ple­cak w formie klatki dla ptaków? Włas­noręcznie naszy­wane aplikacje, inspirowane podróżami kos­micznymi i otacza­ją­cym nas wszechświatem, zgłębianym przez teleskop Hub­bla? A może total­nie sza­lone i bogato zdo­bione kamizelki? Magda Pogorzel­ska mówi im „tak!” i z pasją tworzy. W kre­owa­niu marki Goes To M pomaga jej cała rodz­ina i wielopokole­niowe doświad­czenia kraw­ieckie. Mariaż trady­cyjnie porząd­nego wyko­na­nia i wspani­ałych, total­nie zakrę­conych aplikacji i form skutkuje czymś, co jest niebanalne i pozyskuje wciąż nowych miłośników. Magda Pogorzel­ska opowiada nam o licznych inspirac­jach, początkach Goes To M i jej miejscu w świecie mody.

Syl­wia Kruczek: Jak zaczęła się Pani przy­goda z pro­jek­towaniem i szy­ciem? Czy to kwes­tia kilku ostat­nich lat, czy może szyła Pani już dużo wcześniej?
Magda Pogorzel­ska: Myśl o pro­jek­towa­niu, szy­ciu, tworze­niu zrodz­iła się w mojej głowie już dawno temu, ale bardzo długo dojrze­wała. Po wielu życiowo-​naukowych per­tur­bac­jach rozpoczęłam naukę na kierunku Wzor­nictwo i po dwóch lat­ach stu­diowa­nia poczułam, iż pora wyciągnąć moje pomysły na światło dzi­enne. Nie byłoby to możliwe gdyby nie moja rodz­ina i najbliżsi przy­ja­ciele , którzy umożli­wili mi utworze­nie marki i wkładają w to swój czas i serce — tak naprawdę to oni razem ze mną stoją za nazwą GOESTO M. Nigdy nie będę w stanie im za to należy­cie podziękować.

S.K.: Co jest najis­tot­niejsze pod­czas pro­cesu tworzenia ubrań i akce­soriów Goes To M? Jak on przebiega?
M.P.: Pod­czas pro­cesu tworzenia jakichkol­wiek pro­duk­tów GOESTO M najważniejsza jest inspiracja, pomysł. Aplikacja jest dla mnie punk­tem wyjś­cia. Najpierw pow­staje pro­jekt, szkic lub udrapowany materiał.Później przy­chodzi pora na dobranie tkaniny, skon­struowanie wykroju i odszy­cie ide­al­nego pro­to­typu. Moje kraw­cowe, w tym mama i bab­cia, poma­gają pomysły przełożyć na rzeczy­wis­tość, doradzają, zauważają błędy w wykro­jach. GOESTO M to nowoczesna marka, ale pod­stawą jest dla mnie wiedza i doświad­cze­nie „starszyzny”. Oprócz pro­jektu najważniejszy jest dla mnie moment nakłada­nia aplikacji – robię to zupełnie sama, opra­cow­aną przez siebie tech­niką. Pro­dukty szyte ręcznie, czy to na domowej maszynie czy za pomocą igły i nitki, jeśli zajdzie taka potrzeba. Każdy egzem­plarz, nawet powielany, jest wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, a wyko­rzys­tane do niego tworzywa różnią się pomiędzy sobą.
S.K.: Czym się Pani inspiruje? Czy są jakieś fasony, mate­ri­ały, kolory, które są Pani szczegól­nie bliskie?
M.P.: Inspiruję się otacza­ją­cym mnie światem i robię to dosłownie. Jeśli jakiś przed­miot czy frag­ment natury wzbudzi mój podziw, to wyko­rzys­tuję go w swoich pro­jek­tach w takiej formie w jakiej ist­nieje, staram się go nie przek­sz­tał­cać i nie szukać form abstrak­cyjnych. Nie sku­piam się na kolorach, odbieram je takimi, jakim są! Tkan­ina jest dla mnie ważna, do moich pro­jek­tów wyko­rzys­tuję mate­ri­ały, których pochodze­nie mogę sprawdzić – bawełnę, wełnę, kaszmir, angorę. Staram się unikać mate­ri­ałów syn­te­ty­cznych, chyba, że pro­jekt rzeczy­wiś­cie tego wymaga. Lubię rzeczy z his­torią. Ostat­nio znalazłam w hur­towni dzian­inę o wzorze, który przy­pom­ina dresy z lat 90- ​tych i praw­dopodob­nie został wtedy wypro­dukowany – uszyłam z niego kamizelkę w stylu indi­ańskim. Lubię wracać do korzeni szy­cia, do tego luk­su­sowego kraw­iectwa np. poprzez uży­cie w obszy­wa­niu aplikacji nici ze 100% jed­wabiu czy szla­chet­nych dodatków m.in. nat­u­ral­nych pereł .

S.K.: Gdyby miała Pani wskazać kilku pro­jek­tan­tów, którzy według Pani są znakomici, to kto by to był?
M.P.: Mam swoją świętą trójcę pro­jek­tan­tów , którzy tworzyli podob­nie wesołe, nieco kic­zowate twory jakie obec­nie ja próbuję pokazać – Franco Moschino, Gianni Ver­sace i Elsa Schi­a­par­elli. Ta ostat­nia postać to dla mnie pro­jek­tan­tka wszechcza­sów, niedoś­cigniony ideał.

S.K.: Jest coś, czego nigdy Pani nie stworzy?
M.P.: Życie nauczyło mnie, żeby nigdy nie mówić nigdy. Nie przepadam za minimalizmem,dress codem, zasadami. Nie wyobrażam sobie siebie pro­jek­tu­jącej i szyjącej gar­ni­tur czy koszulę., wykonu­jącej np. sukienkę na zamówie­nie pod konkret­nego klienta – chyba, że da mi całkow­itą wolność.

S.K.: Goes To M dynam­icznie się rozwija – co jest, do tej pory, Pani najwięk­szym osiąg­nię­ciem jeśli chodzi o tę markę?
M.P.: Samo pow­stanie marki jest do tej pory najwięk­szym osiąg­nię­ciem! Tworze­nie marki mod­owej w Polsce wymaga dużych nakładów finan­sowych, dobrego pomysłu i odwagi! Wokoło mnóstwo marek odzieżowych i domorosłych kry­tyków mody, niełatwo odnaleźć się w tym świecie. Ten mały — duży sukces, tak jak wspom­i­nałam wcześniej, zawdz­ięczam bliskim.

S.K.: W jakim stop­niu może Pani konkurować z pop­u­larnymi sieciówkami i czy w ogóle chci­ałaby Pani takiej konkurencji? Czy rzeczy Goes To M nie mają być raczej czymś masowym, dostęp­nym dla wszystkich?
M.P.: Sieciówki nie są dla mnie konkurencją i nie widzę na rynku jakiejś konkret­nej dla GOESTO M. Cały świat mody to dla mnie konkurencja. To jest marka, którą się albo pokocha, albo znien­aw­idzi. Nie jest alter­natywą dla niczego, po prostu jest — dla tych, którzy będą jej potrze­bowali. Tworzę to, co pod­powiada mi intu­icja, nie pod kogoś czy w związku z jakimś tren­dem – chcę, żeby moi klienci sami je kre­owali. Każdy pro­jek­tant marzy o tym, aby jego pro­jekty były pro­dukowane masowo, ja także, ale nie myślę o tym na chwilę obecną.
S.K.: Niek­tórzy mówią, że pol­ska moda, pol­ski prze­mysł odzieżowy nie jest w najlep­szej kondy­cji. Co Pani o tym myśli? Czy młode marki, marki hand made’owe, mogą być odpowiedzią na ten kryzys?
M.P.: Moim zdaniem pol­ski prze­mysł ma się dobrze właśnie dzięki temu, że pow­staje tyle świeżych, intere­su­ją­cych marek odzieżowych. Prowadzę dział Style w mag­a­zynie Mondaine, więc oprócz pro­jek­towa­nia zaj­muję się modą na papierze, obser­wuję tą branżę i z tego co widzę, w pol­skiej modzie dzieje się dużo – coraz więcej czasu antenowego czy miejsca w prasie poświęca się pol­skim twór­com. Coraz wyżej stawia się poprzeczkę, czemu nie wszyscy potrafią sprostać, stąd negaty­wne komen­tarze. Potrzeba grubej skóry, żeby móc się temu oprzeć.

S.K.: To, co najchęt­niej wybier­ają ludzie, widać na uli­cach. Czy zdarza się Pani pod­pa­trzyć coś pod­czas porusza­nia się po mieście?
M.P.: Oczy­wiś­cie, to ulica dyk­tuje nam co jest modne, co się sprzedaje. Cza­sami widzę na ulicy kilka osób w tej samej rzeczy i myślę, no tak, teraz muszę zapro­jek­tować czarne kurteczki i to najlepiej ze sztucznej skóry. Ale potem wracam do pra­cowni i myślę sobie – naprawdę tego chcesz? I nie chcę, więc pro­jek­tuję kamizelki! Menadżer zała­many – kto teraz nosi kamizelki? Okazuje się, że niek­tórzy noszą, a inni są gotowi je pokochać.

S.K.: Pol­skie ulice – jakie one są pod kątem ubioru?
M.P.: Najwłaś­ci­wsze słowo to – jed­no­lite. Ulica lubi ciemne kolory, proste wzory i kroje, lubi się ukry­wać w ele­gancji i klasyce. Nie ma w tym nic złego, ale ja chcę czegoś więcej. Odzież to dla nas druga skóra, coś co towarzyszy nam przez cały dzień, w pracy, w domu, a nawet pod­czas snu. W związku z tym ludzie boją się kry­tyki i nie chcą ekspery­men­tować. Do tego dochodzą kom­pleksy i próba ukrycia niedoskon­ałości fig­ury. Dla mnie liczy się to, co zwraca uwagę — stąd fas­cy­nacja aplikac­jami – patrzę na moją bluzę, na wyszyte na wysokości biustu ogromne oko i kom­plet­nie nie widzę nad­mi­aru ciała na wysokości bioder.

S.K.: Jakie są Pani plany odnośnie Goes To M? Jaka będzie najnowsza kolekcja marki, co będzie dla niej najbardziej charakterystyczne?
M.P.: Dla GOESTO M najważniejszy jest teraz rozwój, pozyskanie pub­liczności i klien­tów. Jeżeli wszys­tko pójdzie dobrze, w kwiet­niu będziemy mieli możli­wość zaprezen­towa­nia naszych pro­duk­tów na żywo. Aktu­alna, najnowsza propozy­cja marka to trzy kolekcje: 
  • Bird­cage Love to wyjątkowa kolekcja akce­soriów inspirowana światem wyobraźni, wyr­wanej wprost z książek przy­godowych. Pod­stawą całej kolekcji jest ple­cak w formie klatki dla ptaka — ple­cak, który nie ma nic do ukrycia! Wykońc­zony na różné sposoby staje się szarym wilkiem, miejscem zamieszka­nia śpiącej jaskółki czy schowkiem dla wielkiego, złotego zegarka na łańcuszku!
  • Ozzy Aster­oid — kolekcja inspirowana otacza­ją­cym naszą plan­etę wszechświatem, podróżami kos­micznymi czy teleskopem Hub­bla, jest swoistym hoł­dem dla ludzi, którzy przy­bliżają nam kos­mos. Najważniejszym ele­mentem kolekcji jest mate­riał — dzian­ina dresowa dra­pana (100% bawełna), która niczym mleczna droga lekko i przy­jaźnie otula. Każdy ele­ment kolekcji ma wartość eduka­cyjną, wyrażoną poprzez bogate, ręcznie wyko­nane aplikacje naw­iązu­jące do inspiracji.
  • Crazy Vest to kolekcja, w której dajemy upust wszys­tkim naszym sza­lonym pomysłom. Wspól­nym mianown­ikiem jest tylko brak granic i jeden, pow­tarzalny krój prostej kamizelki łączonej na ple­cach wyłącznie dwoma pasami! Po co nam tyły, jeśli z przodu dzieje się tak dużo? Wśród wielu wzorów aplikacji zna­jdziecie deszcz pada­jący z chmur, mari­aże i pocałunki, książki spada­jące z półek i mocno bijące serca.
S.K.: Dziękuję za rozmowę. 

Piękne rzeczy od Goes To M może­cie znaleźć tu:

Bielskie Ciuchobranie - swap w ramach kolejnego Festiwalu Rozwoju Kobiet!

$
0
0
20 kwiet­nia, w ramach V. Fes­ti­walu Roz­woju Kobiet Bab­skie Biel­sko, odbędzie się Biel­skie Ciu­cho­branie. Wymi­ana ubrań i dodatków będzie świetną okazją do pozby­cia się rzeczy, które znudz­iły się nam lub z innych powodów zale­gają na dnie naszych szaf. Będzie to też okazja do pozyska­nia nowych ubrań i akce­soriów, które cza­sem są prawdzi­wymi perełkami! Świetną zabawę zag­waran­tuje też coraz więk­sza liczba osób, które zapowiadają swój udział — będzie można naw­iązać nowe zna­jo­mości lub odświeżyć stare. A wszys­tko to w ramach najwięk­szego bab­skiego wydarzenia w Bielsku!

SWAP PARTY  - CO TO TAKIEGO?

Twoja szafa pęka w szwach, ale codzi­en­nie stwierdzasz, że nie masz się w co ubrać? Chcesz wymienić ubra­nia, które już ci się znudz­iły i zyskać nowe, niepow­tarzalne rzeczy? Planu­jesz wpuś­cić trochę świeżości do swo­jej garder­oby? Zami­ast mag­a­zynować ubra­nia, w których nie chodzisz, przynieś je na Biel­skie Ciu­cho­branie! Możesz zabrać ze sobą także biżu­terię, butki i tore­bki, których już nie uży­wasz. Pamię­taj, że to, co tobie już się nie podoba, może się okazać prawdziwą „perełką” dla kogoś innego. I na odwrót! Zasady, które będą obow­iązy­wać pod­czas swapu, są bardzo proste: przyno­sisz ubra­nia i dodatki, które możesz zamienić na te od innych osób, bądź sprzedać za sym­bol­iczną kwotę. Oczy­wiś­cie twoje rzeczy muszą być w dobrym stanie, bez plam, dziur czy przykrego zapachu. Swap to też okazja do poz­na­nia kreaty­wnych ludzi, lubią­cych ekspery­menty z modą i ubiorem, a także wspól­nej doskon­ałej zabawy!

BIEL­SKIE CIUCHOBRANIE


Prze­j­muje i kon­tynu­uje najlep­sze trady­cje cyk­licznego swap party „W labiryn­cie ciuchów” (jeśli chcesz poczy­tać o nim więcej i zobaczyć galerię zdjęć, kliknij TU), które odbyło się w Biel­sku pięć razy (pier­wsza edy­cja miała miejsce 25 wrześ­nia 2011). BC jest skutkiem inic­jatywy naszej, Agaty Opary i Bab­skiego Bielska.
Strona wydarzenia na Face­booku — TU. Swap odbędzie się Pod Orłem (zobacz miejsce TU) - ul. 11 Listopada 60 – 62, Bielsko-​Biała w dniu 20 kwietnia, w godz. 14.00 - 18.00. Wstęp wolny. Prosimy o potwierdze­nie przy­by­cia na adres: sylwia.​corvulus@​gmail.​com

V FESTIWAL ROZWOJU KOBIET BABSKIE BIELSKO


Portal Babskie Bielsko już po raz piąty organizuje Festiwal Rozwoju Kobiet (szczegółowe informacje znajdziesz TU). Jak zawsze na mieszkanki Podbeskidzia czeka mnóstwo warsztatów rozwojowych, pokazy taneczne, muzyczne niespodzianki... Impreza rusza już w sobotę 20 kwietnia. Festiwal odbędzie się w zabytkowych wnętrzach Sali Redutowej „Pod Orłem” w Bielsku –Białej. Wstęp na imprezę jest bezpłatny! Wydarzenie upłynie pod znakiem przygotowań do spóźnionej w tym roku wiosny i nadchodzącego lata. Specjaliści z branży modowej, wizerunkowej, rękodzielniczej, a także związanej z wystrojem wnętrz będą udzielali porad i konsultacji. Podczas festiwalu będzie można zasięgnąć porad dietetyka, lekarza medycyny estetycznej, a także terapeuty zaburzeń odżywiania. Dodatkową atrakcją będzie atelier fotograficzne, w którym każda zainteresowana pani będzie mogła wykonać nieodpłatnie własny portret. Atelier zostanie przystosowane do fotografowania małych dzieci, dlatego organizatorzy zapraszają także wszystkie mamy ze swoimi maluszkami.


Wszystkie warsztaty i spotkania podczas Festiwalu są bezpłatne. Panie mają do wyboru szeroką ofertę zajęć w zależności od swoich zainteresowań. To m.in. tworzenie naszyjników azteckich w Akademii Rękodzieła, warsztaty przygotowywania domowych kosmetyków w Akademii Wizerunku, joga w Akademii Ruchu, warsztaty z dietetyczką w Akademii Zdrowia oraz artystyczne zdobienie kaw w Akademii Smaku to tylko niektóre propozycje. W trakcie Festiwalu poza pokazami tanecznymi, odbędzie się także koncert bielszczanki Małgorzaty Kanik. Poza talentem wokalnym, Małgosia zaprezentuje także swoją kolekcję ubrań oraz autorskiej biżuterii.

Poprzednie edycje skierowane były wyłącznie do Pań - mieszkanek Podbeskidzia i okolic. Tym razem organizatorki zadbały również o rozrywkę i edukację dla dzieci. Wśród naszych czytelniczek jest wiele mam, które zgłaszały nam potrzebę zapewnienia opieki swoim dzieciom podczas Festiwalu – mówi Barbara Władyka, jedna z organizatorek Festiwalu. Właśnie dlatego tym razem zostanie zaaranżowana specjalna Strefa dla Rodzin, gdzie będzie można zostawić swoją pociechę pod opieką animatorów lub razem z dzieckiem wziąć udział w kreatywnych zajęciach, skorzystać z zabawek edukacyjnych oraz zagrać w angażujące gry planszowe.

People with Passion: Małgorzata Kanik / Megi Blue

$
0
0
Kocha muzykę i szuka w niej prawdy. Śpiewa i umiejęt­noś­cią tą próbuje obdarzać i zarażać także innych pod­czas prowad­zonych lekcji. Tworzy niebanalną, sutas­zową (i nie tylko!) biżu­terię. Zaczęła też przy­godę z pro­jek­towaniem ubioru, bo początkowo chci­ała jeszcze lep­iej wyek­sponować swoje naszyjniki na tle ele­ganc­kich i sub­tel­nych sukienek. Rozpoczęła również swoje nowe przedsięwzięcie, jakim jest agencja Imperium Rozrywki. Mał­gorzata Kanik zde­cy­dowanie nie może narzekać na nudę. A tyle jeszcze do zro­bi­enia! W końcu młoda artys­tka z Bielska marzy o nagra­niu płyty z autorskimi piosenkami…

Syl­wia Kruczek: Jak zaczęła się Twoja przy­goda ze śpiewaniem?
Mał­gorzata Kanik: Intere­sowałam się nim od zawsze. Kiedy miałam kilka lat, dzi­adek kupił radio­mag­neto­fon, kupował kasety, a ja słuchałam piosenek dla dzieci — Majki Jeżowskiej, małej Natalii Kukul­skiej i innych wykon­aw­ców. Pewnego dnia odkryliśmy wspól­nie funkcję nagry­wa­nia i coś sobie tam zaczęłam nucić, coś próbowałam śpiewać, a dzi­adek to reje­strował. To była świetna zabawa! Do dzisiaj mam pier­wsze nagra­nia! Już będąc dzieck­iem często wraz z moimi sios­trami i koleżankami z pod­wórka przy­go­towywałyśmy teatrzyki i kon­certy dla sąsi­adów z okol­icy. Zresztą moje siostry również do dzisiaj związane są z muzyką. Zaczęło się więc od tego. Codzi­en­nie śpiewałam w domu, dzień bez zaśpiewa­nia kilku piosenek był dniem stra­conym. Kiedy bolało mnie gardło, byłam nieszczęśliwa. W okre­sie gim­nazjum często słuchałam radia, coś podśpiewywałam, a mama pytała, czy odro­biłam już zadanie. Nie dowierzała, że można równocześnie uczyć się his­torii i śpiewać (śmiech). Zawsze starałam się jak najszy­b­ciej prze­r­o­bić mate­riał, żeby mieć więcej czasu na śpiewanie. Zamykałam się w pokoju i pow­tarza­łam utwory Celine Dion, Whit­ney Hous­ton. Później słuchałam już wszys­tkiego. Nie chci­ałam zamykać się w jed­nej muzy­cznej styl­istyce. Kiedy czułam prawdę w muzyce, emocje i serce wokalisty, zawsze mi to imponowało i przenosiło do innego świata. Chci­ałam, by taka prawda była też w moich piosenkach. Chci­ałam kon­cer­tować, nagrać własny materiał. 

S.K.: Prowadzisz obec­nie lekcje śpiewu. Jak wygląda praca z osobami, które mają prze­cież bardzo różne predyspozycje?
M.K.: Po pier­wsze nie jest tak, że są osoby, które nie powinny śpiewać. Śpiew daje nam wiele radości i powinien to robić każdy, jak najczęś­ciej. Owszem, osoba, która chce wys­tępować pub­licznie, powinna posi­adać predys­pozy­cje, ksz­tał­cić się muzy­cznie. Zdarzają się osoby, które śpiewają nie do końca czysto i nie są przyj­mowane do szkół muzy­cznych, ale poprzez sys­tem­aty­czną pracę, ćwiczenia, słuchanie odpowied­niej muzyki da się to zmienić w wielu przy­pad­kach. Z cza­sem okazuje się, że taka osoba może całkiem poprawnie i przyz­woicie zaśpiewać, nikt jej nie wyśmiewa i pod­czas rodzin­nych imprez może śmiało kon­cer­tować. Może nie zostanie gwiazdą, ale będzie śpiewała czysto. Uczę także osoby, które mają więk­sze predys­pozy­cje i nie trzeba dopra­cowywać tak wielu rzeczy, można sku­piać się na doskonale­niu tech­niki wokalnej, pra­cować nad barwą, uczyć się inter­pre­tacji tek­stu, przekazy­wa­nia emocji, odpowied­niego zachowa­nia na sce­nie, odpowied­niego odd­echu tak ważnego w śpiewa­niu. Min­i­mum dwa razy w roku orga­nizuję kon­certy uczniów, na których mogą sprawdzić się na sce­nie, ucząc się równocześnie wal­czyć z tremą.

S.K.: Kończyłaś Studium Aktorskie i Muzy­czne w Biel­sku. Co jeszcze robiłaś w tym kierunku jeżeli chodzi o naukę?
M.K.: Od wielu lat uczęszczam na pry­watne lekcje. Zaczy­nałam w Domu Kul­tury w Lip­niku, gdzie miałam zaję­cia z nauczy­cielem, Janem Wierzbicą. Oczy­wiś­cie brałam też udział w licznych warsz­tat­ach muzy­cznych. Uważam, że na nich wiele można się nauczyć. Poszuki­wałam też kole­jnych nauczy­cieli, gdyż każdy ma indy­wid­u­alne pode­jś­cie do ksz­tałce­nia wokalistów. Moją obecną nauczy­cielką jest Beata Raszkiewicz — śpiewaczka, która kon­cer­tuje na całym świecie i śpiewała m.in. w oper­ach. Dzięki niej nadal mogę się rozwi­jać muzy­cznie. Chci­ałabym uczyć się śpiewu, doskon­alić się przez całe życie.

S.K.: Czy jest coś, co możesz uznać za swój doty­chcza­sowy najwięk­szy sukces?
M.K.: Jeśli chodzi o muzykę, to wydanie płyty z kolę­dami. Zresztą to od kolęd zaczy­nałam śpiew. Planuję również nagranie płyty z moimi włas­nymi kom­pozy­c­jami. Chci­ałabym, by ukazała się końcem roku.

S.K.: Sama piszesz teksty?
M.K.: Tak. Na początku myślałam, że komuś to zlecę, ale jest to jed­nak bardzo oso­bista rzecz. W obcych tek­stach cią­gle coś mi nie grało, chci­ałam je zmieniać. Pisały je inne osoby, więc ja nie mogłam czuć dokład­nie tego, co one. Inspiracje do włas­nych tek­stów czer­pię z włas­nych przeżyć i prze­myśleń. Przez to, że są one takie oso­biste, jeszcze lep­iej mi się je śpiewa. Może nie będą to tek­sty z najwyższej półki, może nie jestem najlep­szym pis­arzem, ale będzie to coś mojego. W końcu poprzez piosenki przekazuję pub­liczności pewną energię, którą ona mi odd­aje w postaci zadowolenia.

S.K.: Mówiłaś, że nie lubisz zamykać się w jed­nym gatunku muzy­cznym. Ale czy są takie, za którymi nie przepadasz? W których nie czu­jesz „prawdy”?
M.K.: Nie przepadam za krzy­czanymi utworami. Oczy­wiś­cie każda muzyka może być wyko­nana na dobrym poziomie i każda może być na bez­nadziejnym. Nawet disco polo może być świet­nie zaśpiewane. Ale mimo wszys­tko trochę mnie męczy słuchanie wokalistów zdzier­a­ją­cych sobie gardła. To oczy­wiś­cie jest jakiś rodzaj artyzmu i ekspresji, ale uważam, że w piosence powinna wys­tępować również cisza, chwila na reflek­sję, zad­umę, wspom­nie­nie. Każdy szuka w muzyce czegoś innego.



S.K. Czym jest dla Ciebie muzyka?
M.K.: Muzyka jest oceanem, ogromną przestrzenią, w której ludzie mogą przekazy­wać emocje. Twórcy muzyki dzielą się nimi ze słuchaczami, a słuchacze przekazują swoją energię wykonawcom.

S.K.: Co Cię inspiruje i pociąga najbardziej?
M.K.: Dobra muzyka z dobrą dawką energii muzy­cznej. Lubię jazz, dobry pop, piosenkę aktorską, bo tam każdy utwór może być zupełnie inny. Lubię muzykę instru­men­talną, soul, bluesa, rocka, pol­skie zespoły epoki big beatu… Lubię różné rzeczy, byle by były na dobrym poziomie.

S.K.: Co jest Twoim najwięk­szym marze­niem, planem do spełnienia na najbliższy czas?
M.K.: Nagranie solowej płyty. Takiej, z której będę zad­owolona. A także orga­ni­zowanie pokazów mody i tworze­nie biżu­terii – chci­ałabym podzi­ałać coś więcej w tym kierunku. Założyłam firmę Megi Blue w zeszłym roku — zaj­muje się ona sprzedażą biżu­terii, sukienek.. Marzę także o podróżowaniu.

S.K.: Biżu­te­ria, moda… Skąd takie pasje pojaw­iły się w Twoim wypełnionym muzyką świecie?
M.K.: To było około trzech lat temu. Moja koleżanka zaczęła tworzyć biżu­terię, a ja miałam dość trudny czas w życiu oso­bistym i potrze­bowałam wyciszenia. To ona pokazała mi tech­nikę sutaszu. Zaczęłam tworzyć biżu­terię dzień i noc — i tak przez kilka tygodni. Byłam zestre­sowana, a to mnie uspoka­jało, wyciszało. Z inną koleżanką pojechałyśmy nad morze i sprzedałyśmy więk­szość tych prac. Jak sobie je teraz przy­pom­i­nam i porównuję do dzisiejszych, to nie mogę uwierzyć, że tamte się sprzedały. Po powro­cie postanow­iłam zająć się tym na poważnie. Kupowałam tuto­ri­ale, oglą­dałam filmiki na YouTubie, szukałam inspiracji. Biżu­terię zaczęli kupować moi zna­jomi, później zna­jomi zna­jomych. Poz­nałam inne tech­niki. Zain­spirowałam się zagranicznymi twór­cami, którzy zaczęli tworzyć biżu­terię z zamków. Zaczęłam tworzyć swoje wzory. Kiedy orga­ni­zowałam pier­wszy pokaz swo­jej biżu­terii, pomyślałam, że w zasadzie skoro mam w głowie wizję ubrań, które pasowałyby do naszyjników i bran­so­letek, to mogłabym również je stworzyć. Posi­adam obec­nie ele­ganckie, proste sukienki, na których moja biżu­te­ria bardzo ładnie wygląda. Tworzy całość.

S.K.: Sutasz stał się w Polsce bardzo pop­u­larny. Jed­nak część dostęp­nych u nas naszyjników, kol­czyków czy bran­so­letek nie jest najwyższej jakości. Na co musimy zwracać uwagę, kiedy kupu­jemy sutas­zową biżuterię?
M.K.: Jeśli komuś wiz­ual­nie się podoba, to nie ma sprawy. Jed­nak jeśli ktoś patrzy na jakość, to musi zwró­cić uwagę na sznurki, z których została wyko­nana. Często robi się to teraz z chińs­kich sznurków, a nie, jak należałoby, z jed­wabiu. Tanie wer­sje „chińskie” są sprzedawane często również w cenach wer­sji lep­szych. Jeśli chodzi o kol­czyki, to obie sztuki powinny być iden­ty­czne. Wszys­tko musi być równo uszyte, a sutasz nie kle­jony do szkiełek. Jedynie tył może być pod­kle­jony skórką lub fil­cem. Nic nie może odpadać. Jako Megi Blue nie tworzę również masowych pro­duk­tów. Zwykle są one w poje­dynczych lub nielicznych egzem­plarzach, a wciąż wymyślam nowe wzory, by nic się nie powielało.

Megi Blue — biżu­terię i pro­jekty Mał­gorzaty Kanik można zobaczyć i kupić TUTU.

Bielskie Ciuchobranie - Swap Party

$
0
0
Bielskie Ciuchobranie musiało się okazać godnym kontynuatorem swapu ,,W labiryncie ciuchów". Myślę, że pod kilkoma względami na pewno było lepiej. Ale od początku! Swap odbył się w ramach V. Festiwalu Rozwoju Kobiet, organizowanego przez dziewczyny z Babskiego Bielska. Piękne, zabytkowe przestrzenie Sali Redutowej i licznych mniejszych sal zostały zaadaptowane na prawdziwą stolicę babskiego świata. Najróżniejsze warsztaty i pokazy sprawiły, że pań było sporo. Przewijały się przez Salę Redutową, na którą uczestnicy swapu mieli rozkoszny wręcz widok ;-) No właśnie - swap! Jak było?
Na przestrzeni Sali Balkonowej zajęto każdy stolik, każdy dostępny element do ekspozycji ubrań i dodatków. Wiele osób miało swoje wieszaki. Zdecydowanym atutem było oświetlenie, a także przymierzalnia z dużym lustrem. Koordynowałam, pstrykałam fotki, a równocześnie zaczajałam się czasem na jakąś rzecz. Śliczna retro-torebka, kolczyki i spódniczka to godne łupy. Podsumowując: kto nie był, niech żałuje! W tym samym czasie był faszyn łik, ja wiem, zastanowię się nad rozgrzeszeniem ;-)

Kasia i Sabina

$
0
0
Fot. Andrzej Kubica


































































































Tym razem trochę inaczej, bo nie solo, ale w duecie, czyli ja wybieram, a Andrzej fotografuje :-) Z Andrzejem Kubicą (więcej o jego pracach TU lub TU) będziecie mieli do czynienia nie tylko w tym poście, ale także w dwóch następnych - ten młody fotograf realizuje głównie kreatywną fotografię mody i portrety, ale i inne dziedziny robienia zdjęć nie są mu obce.

Fot. Andrzej Kubica
Kasia i Sabina zwracają uwagę swoim optymizmem i uśmiechem, z czym doskonale się komponują ładne, wygodne ubrania, idealne na ciepły, wiosenny dzień w mieście. Zestaw pierwszej dziewczyny to dżinsowe desenie: sprany, ,,stary" dżins spodenek, dżinsowa koszula, a do całości skórzany pasek, który idealnie podkreśla zestaw. Okulary, bawełniana torba, buty - wszystko to są dodatki, które dobrze się tu sprawdzają. Drugi zestaw to także Vansowe tenisówki, spodnie w kolorze burgunda, biała koszulka z aplikacjami na ramionach, brązowa torba i pasek w tym samym kolorze, a także okulary.

Fot. Andrzej Kubica

People with Passion: Andrzej Kubica / Photography

$
0
0
Przez długi czas myślałam koszmarnym skrótem myślowym, który z niewiadomych powodów wykluczał facetów z People with Passion. Może to kwestia pracy w ,,babskich" portalach, gdzie panowie, wiadomo, nie pojawiają się w dużych ilościach :-) W każdym razie to się zmienia i zakładka po raz pierwszy gości dziś sympatycznego, ambitnego i zdolnego przede wszystkim osobnika. Andrzej Kubica pasjonuje się fotografią - zwłaszcza fotografią kreacyjną, poświęconą modzie, a także portretową. Dopracowane sesje, przemyślane detale, fajne kadry to jego cechy szczególne. Andrzej pochodzi ze Szczyrku (stąd też jego kolejna wielka pasja - narty), ale szczególnie lubi miasta, przestrzenie, gdzie ciągle się coś dzieje. Jak wspominałam w ostatnim poście, miałam okazję zapuścić się z nim na bielskie ulice, a skutkiem tej miłej kooperacji są zdjęcia, których część już widzieliście, a pozostałe zobaczycie niedługo. 


Sylwia Kruczek: Fotografia to bodaj jedna z Twoich największych pasji. Skąd ta miłość do zdjęć? Jak to się zaczęło?
Andrzej Kubica: Zdecydowanie największa, łącznie z narciarstwem… Już jako dziecko byłem zafascynowany fotografią, mimo że w ogóle jej nie znałem. Pstrykanie małym, analogowym kompaktem dawało mi wiele radości. Jednak nie robiłem tego zbyt często, a film miałem tylko okazjonalnie, z powodu dość wysokich cen materiałów analogowych. Później przyszedł wielki „boom” rozwoju elektroniki i komputerów, więc wszyscy byli bardzo tym zafascynowani - ja także. Moja miłość do fotografii wróciła jakieś 2-3 lata temu. Zaczęło się dość banalnie, od zabawy cyfrowym kompaktem. Później zacząłem bardziej zagłębiać się w podstawy fotografii. Ciągle chciałem i nadal chcę dowiadywać się coraz więcej, bo wtedy zrozumiałem jak rozległy jest ten temat.

S.K.: Co najbardziej lubisz fotografować, a za czym nie przepadasz?
A.K.: Ludzi… fotografię kreacyjną, modę, portret. W każdym aspekcie fotografii można doszukać się czegoś ciekawego i interesującego. U mnie wygląda to tak, że fotografuję to, co najbardziej mnie interesuje.

S.K.: Co w świecie fotografii inspiruje Cię najbardziej?
A.K.: Wiesz, w zasadzie inspirację można czerpać ze wszystkiego. Zdjęcia innych twórców, muzyka, film, teatr, gazety, codzienne sytuacje i otaczający nas świat. Dla mnie najistotniejszy jest ten jeden, jedyny moment. Moment, który powoduje, że w mojej głowie pojawia się nowy obraz i pomysł na zdjęcia.

S.K.: Moda i kreacja odgrywają w Twojej twórczości niebagatelną rolę. Przeplatają się, łączą, a przede wszystkim… mają dobrze wychodzić na zdjęciach. Dlaczego obrałeś akurat ten kierunek?
A.K.: No cóż, z drzewem, kwiatkiem i lisem nie porozmawiam (śmiech). Bardzo lubię ludzi, przebywanie wśród nich i poznawanie nowych osób. Mimo że wcześniej próbowałem różnych innych kierunków, akurat ten towarzyszy mi od początku. Najbardziej cieszy mnie fotografowanie ludzi, budowanie emocji i pokazywanie osobowości. Do tego jeszcze możliwość kreowania własnej rzeczywistości i zapisywania jej na zdjęciach. Stylizacje i miejsca mogą budować niesamowity klimat, dlatego tak bardzo to wszystko lubię. Współpraca z innymi osobami podczas sesji , przy tworzeniu danego projektu… Tego nie zastąpi nic innego.
 
S.K.: Każda sesja zdjęciowa jest inna. Czy któraś z tych, wykonywanych przez Ciebie do tej pory, zapadła Ci jakoś szczególnie w pamięć?
A.K. Nie robię setek różnych sesji zdjęciowych, więc większość tych, które zrobiłem, pamiętam w większym lub mniejszym stopniu. Jednak wystarczająco, aby pisać o nich na blogu. Nie mam konkretnej ulubionej sesji, raczej opiera się to na zdjęciach, które w danym czasie zrobiłem.

S.K.: Modele czy modelki? Wielu fotografikom nie jest obojętne, kto staje przed ich obiektywem. Kogo wolisz fotografować?
A.K.: W większości ostatnich sesji fotografowałem kobiety, ale nie faworyzuję żadnej z płci. Kwestia, kogo wolę fotografować, zależy bardziej od osobowości.

S.K.: Fotografii uczysz się również na studiach. Czy to faktycznie dobre miejsce, by się doskonalić? W jakim stopniu uczelnie artystyczne ,,pomagają” w robieniu coraz lepszych zdjęć?
A.K.: O studiach dopiero myślę, a póki co, to chodzę do policealnej szkoły fotograficznej, profil fototechnik. Moja obecna szkoła jest bardziej techniczna niż artystyczna, więc trudno mi odpowiedzieć bezpośrednio na to pytanie. Jednak uważam, że aby tworzyć coś własnego trzeba najpierw opanować warsztat. Malarz nie namaluje obrazu, który jest jego wyrazem twórczym, jeżeli wcześniej nie nauczy się malować. Moim zdaniem tak samo jest z fotografią. Szkoły i uczelnie z pewnością pozwalają rozwijać się, otwierają nas na nowe doświadczenia i inne spojrzenie.

S.K.: Teraz muszę Ci zadać trudne pytanie (śmiech): Czym dla Ciebie jest fotografia?
A.K.: To przede wszystkim pasja… Sposób na wyrażenie własnego ja, możliwość tworzenia własnej odmiennej rzeczywistości i zapisywania jej klatka po klatce. Pokazywanie świata w taki sposób, jak ja go widzę. Oderwanie się od codzienności… Na fotografiach można pokazać emocję, zachować chwile, które już mogą się nie powtórzyć. 

S.K.: Czy jest coś, co możesz określić jako swoje największe dotychczasowe osiągnięcie w dziedzinie fotografii?
A.K.: Dopiero od niedawna zaczynam „wystawiać” swoje zdjęcia, więc jakichś szczególnych osiągnięć pod tym względem nie ma. Hm, mówiąc bardziej ogólnie, uważam, że moim największym osiągnięciem jest lepsze zrozumienie światła , a także samej idei fotografii i ciągłe rozwijanie się, a co za tym idzie - tworzenie lepszych zdjęć.

S.K.: Andrzej Kubica poza fotografowaniem. Co robisz, kiedy nie stoisz za obiektywem?
A.K.: Uczę się fotografii, szukam inspiracji, spotykam się ze znajomymi, pracuję, czasem podróżuję, słucham dużo muzyki, piszę na blogu, ostatnio nawet zacząłem uczyć się grać na gitarze…. długo mógłbym jeszcze tak wymieniać (śmiech).

S.K.: Plany do zrealizowania, marzenia – uchyl rąbka tajemnicy…
A.K.: Marzeń i planów jest wiele. Te bardziej odległe i te bliższe, wszystkie staram się powoli i skrupulatnie realizować. Szczerze, to chciałbym podjąć z kimś poważną współpracę, zacząć robić coś więcej. Poza tym uwielbiam podróże. Mimo że nie byłem w szczególnie wielu miejscach, to właśnie to zaliczyłbym do największych marzeń.


Więcej zdjęć Andrzeja możecie zobaczyć TU lub TU

Sabina

$
0
0
Fot. Andrzej Kubica
Tego dnia, kiedy z Andrzejem wyskoczyliśmy ,,na miasto", najwidoczniej panował urodzaj na urocze i świetnie ubrane Sabiny. Sabina z tego postu od razu przykuła naszą uwagę marynarką w pastelowe wzory, a także czerniami i bielami, które były dla niej świetnym tłem. Marynarka, spodnie z zameczkami i zamszowe buty, a także spontaniczna, ,,niedbała" fryzura tworzyły spójną całość.

Fot. Andrzej Kubica

Viewing all 68 articles
Browse latest View live